Nauka

Naturalna odporność stadna? Niebezpieczne i nieuzasadnione

John Simitopoulos / Unsplash
Wobec gwałtownego wzrostu zakażeń koronawirusem znów do głosu doszli zwolennicy budowania naturalnej odporności stadnej. Naukowcy nie mają złudzeń. Jak podkreślają na łamach „The Lancet”, takie rozwiązanie to katastrofa.

Odporność stadna, inaczej zbiorowiskowa, to stan, w którym znaczna część danej populacji staje się odporna na infekcję i tym samym zapewnia ochronę przez zakażeniem tym wszystkim, którzy nie mogą wytworzyć odpowiedzi immunologicznej. Stan ten można osiągnąć przy pomocy masowych szczepień albo naturalnie, gdy po prostu odpowiednio wysoki odsetek osób przejdzie infekcję. Ten drugi sposób zyskał w trakcie pandemii covid-19 szereg zwolenników, często takich, którzy z immunologią i epidemiologią mają niewiele, jeżeli cokolwiek, wspólnego. Osoby te zarazem lubią przywoływać przykład strategii stosowanej w Szwecji. Zapominają przy tym, że Szwedzi są populacją dbającą o aktywność fizyczną, zwracającą uwagę na dietę oraz wyróżniającą się zdrowiem – dotyczy to także osób po 65. roku życia. Co równie ważne, cechującą się wysokim stopniem zaufania do instytucji państwowych i podejmowanych przez nie decyzji. Czy to nie pewien paradoks, że w Polsce za rozwiązaniem szwedzkim powszechnie opowiadają się ci, którzy za nic mają oficjalne rekomendacje, kwestionują podejmowane na poziomie ogólnokrajowym decyzje i są pierwsi w negowaniu dowodów naukowych i opinii ekspertów?

Konsensus, opublikowany na łamach „The Lancet” przez naukowców z Wielkiej Brytanii, USA, Australii, Francji, Niemiec i Szwajcarii, jednoznacznie podkreśla, że propozycja budowania naturalnej odporności stadnej, która zakłada wybuch zakażeń SARS-CoV-2 w liczniejszej grupie osób z niskim ryzykiem przy jednoczesnym chronieniu osób z grupy ryzyka wysokiego, jest nieuzasadniona naukowo i niebezpieczna. Dlaczego?

U młodych zakażenie też może być niebezpieczne

Po pierwsze, to nieprawda, że covid-19 jest wyłącznie zagrożeniem dla osób starszych, z udokumentowanymi chorobami współistniejącymi. W literaturze naukowej nie brak opisów przypadków ciężkich u pacjentów młodych, u których ryzyko ciężkiego przebiegu powinno wydawać się niskie. Nawet jeżeli rokowanie u nich jest lepsze, to wciąż mogą wymagać specjalistycznej opieki zdrowotnej. Opublikowana ostatnio na łamach „JAMA Internal Medicine” analiza przypadków pacjentów w wieku 18–34 lat, hospitalizowanych w amerykańskich szpitalach, wskazuje, że ponad 20 proc. z nich wymagało intensywnej opieki, 10 proc. wentylacji mechanicznej, a prawie 3 proc. zmarło. Niektórzy z tych, którzy przeżyli, wymagali natomiast przeniesienia do innej placówki, by kontynuować powrót do zdrowia.

To jasny przykład, że pozwalając na rozprzestrzenianie się SARS-CoV-2 w populacji osób młodych, i tak szybko przekroczymy możliwości systemu opieki zdrowotnej. A w takiej sytuacji pogorszy się nie tylko możliwość pomocy tym, którzy wymagają hospitalizacji z powodu covid-19. Dotknie to wszystkich, którzy wymagają jakiejkolwiek pomocy medycznej.

Czytaj także: Dzieci bez objawów mogą zakażać nawet 3 tygodnie

Grupy wysokiego ryzyka są bardzo liczne

Po drugie, grup podwyższonego ryzyka ciężkiego przebiegu covid-19 jest wiele i łącznie stanowią istotny odsetek populacji ludzkiej. Przypomnijmy – najważniejsze (choć nie jedyne) z nich stanowią: osoby otyłe (to obecnie ponad 650 mln ludzi), cierpiące na choroby nowotworowe (rocznie wykrywa się 17 mln nowych przypadków), cukrzycę typu drugiego (żyje z nią ponad 460 mln osób na świecie), przewlekłą chorobę nerek (obecnie dotyka 700 mln ludzi), choroby sercowo-naczyniowe (z ich powodu cierpi ponad 420 mln osób). A teraz wyobraźmy sobie izolację tak dużej liczby osób i gospodarcze tego skutki.

Czytaj także: Choroby współistniejące. Jak działa na nie koronawirus?

Jaki jest próg procentowy dla odporności stadnej? Co z powtórnymi zakażeniami?

Po trzecie, nie wiadomo, jaki jest próg, po przekroczeniu którego wystąpiłaby odporność stadna. W przypadku innych chorób wynosi on przeciętnie 70 proc. Dla Polski oznaczałoby to przejście przez infekcję ponad 26 mln ludzi. Dotychczas w naszym kraju zidentyfikowano zaledwie 150 tys. przypadków zakażenia SARS-CoV-2, spośród których ok. 40 proc. jest wciąż aktywna. Mimo to system opieki zdrowotnej już ciężko dyszy.

Autorzy oświadczenia w „The Lancet” podkreślają również, że na chwilę obecną wciąż nie wiadomo, jak długotrwała jest odporność po przechorowaniu covid-19. Nieznana jest częstość i ryzyko ponownych zakażeń, a ostatnie doniesienia w tym względzie nie napawają optymizmem. Bez odpowiedzi na te pytania postulowanie, by budować naturalną odporność stadną, jest brnięciem w nieznane – z opłakanymi skutkami.

Czytaj także: Ponowne zakażenie SARS-CoV-2? Przyjrzyjmy się bliżej

Odpowiedzialne zachowania, decyzje oparte na dowodach naukowych

Naukowcy bezwzględnie stwierdzają, iż nabywanie odporności stadnej na drodze zakażenia bardzo dużej liczby osób z grupy niskiego ryzyka byłoby niebezpiecznym błędem prowadzącym do dużej liczby zgonów, niewydolności systemu opieki zdrowotnej i katastrofalnych skutków dla gospodarki. Dokładnie takiego samego zdania jest Anthony Fauci, wybitny specjalista w zakresie chorób zakaźnych, doradca prezydentów USA. Przyzwolenie na rozprzestrzenianie się koronawirusa, by budować odporność stadną, nazywa „totalnym nonsensem”.

Co nam zatem zostaję na tę chwilę? Higiena rąk, maseczki, dystans, wentylacja pomieszczeń. To wszystko jest w gestii każdego z nas. Poza tym istotne jest powszechne testowanie, wyłapywanie przypadków asymptomatycznych, które stanowią ok. 20 proc. wszystkich zakażonych, efektywne śledzenie kontaktów i poddawanie kwarantannie. Tu wykazać powinni się decydenci. Covid-19 nie zniknie ot tak, bez decyzji wspartych dowodami naukowymi oraz mobilizacji istotnych środków finansowych i logistycznych.

Czytaj też: Czy nadal warto nosić maseczki? Co mówi nauka

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną