Informacja przekazana przez koncern farmaceutyczny Pfizer, który pracuje nad szczepionką wspólnie z niemiecką firmą BioNTech, jest niewątpliwie dobra. Ba, jest wręcz fantastyczna. Otóż wstępne analizy wyników badań wykazały, że u osób, które otrzymały dwie dawki preparatu w odstępie trzech tygodni, odnotowano o 90 proc. mniej przypadków objawowych zakażeń koronawirusem niż w grupie dostającej placebo. Oznaczałoby to, że szczepionka jest skuteczniejsza niż 50–70 proc., co zakładało wielu naukowców nie tylko w odniesieniu do produktu Pfizera.
Czytaj też: Czy norki pokrzyżują plany związane ze szczepionką?
Szczepionka na covid. Cztery kluczowe pytania
No dobrze, skąd zatem sceptycyzm? Pfizer raczej nie ujawniałby pochopnie tego typu wiadomości, co nie zmienia faktu, że rezultaty badań nie zostały jeszcze opublikowane w żadnym czasopiśmie ani nawet ujawnione. Nie mogą więc ich ocenić naukowcy spoza Pfizera. Badania kliniczne z udziałem 43,5 tys. ochotników trwają i dopiero po ich zakończeniu będzie można powiedzieć, jaką skuteczność wykazuje preparat. Dlatego nie znamy jeszcze odpowiedzi na kluczowe cztery pytania:
• Czy szczepionka zabezpiecza osoby bezobjawowe przed zakażaniem innych ludzi?
• Na jak długo zapewnia odporność przeciw koronawirusowi?
• Czy skutecznie chroni przed ciężkim przebiegiem covid-19, często prowadzącym do hospitalizacji i zgonów?
• No i jedna z najważniejszych kwestii: czy jest bezpieczna?
Mówimy bowiem o preparacie, w którym użyto technologii dotychczas niestosowanej w szczepionkach. Dostarcza on do organizmu fragment materiału genetycznego wirusa (mRNA, czyli informacyjny lub inaczej matrycowy RNA), który powoduje, że komórki ludzkie zaczynają same wytwarzać wirusowe białko.