Norki należą do rodziny łasicowatych. Podobnie jak fretki są wykorzystywane jako jeden ze zwierzęcych modeli eksperymentalnych do badań szczepionek i leków na covid-19. Jedne i drugie z łatwością się nim zakażają, wykazują objawy infekcji, a niekiedy z jej powodu umierają. Mogą, drogą kropelkową albo przez pył zawierający materiał kałowy, rozprzestrzeniać wirusa między sobą i przenosić go na ludzi. Nic więc dziwnego, że pandemia wtargnęła też na fermy. Dania to nie pierwszy taki przypadek.
Czytaj też: Jak z pandemią walczą inni
Koronawirus też u norek
Przypomnijmy: pierwsze zakażenia wśród norek amerykańskich na kilkunastu fermach futrzarskich stwierdzono już w kwietniu w Holandii. Z tego powodu tylko do połowy czerwca uśmiercono ok. 600 tys. zwierząt. Podobnie było w Hiszpanii, gdzie w lipcu władze nakazały ubój niemal 100 tys. norek hodowanych w północno-wschodniej części kraju. W tym samym czasie zakażenie wykryto także u norek w Danii, która jest największym producentem ich futra, eksportowanym głównie do Chin i Hongkongu. Infekcje potwierdzono wtedy na trzech fermach, zabito ponad 11 tys. zwierząt.
Było kwestią czasu, aż SARS-CoV-2 ponownie je zaatakuje. Ogniska koronawirusa potwierdzono już na ponad 200 duńskich fermach. Władze kraju zdecydowały o wybiciu wszystkich norek – ok. 17 mln zwierząt. Tłumaczyły to przypadkami transmisji SARS-CoV-2 na człowieka, dodając, że u zwierząt wirus zmutował, więc stanowi potencjalne zagrożenie dla szczepionki. O ile jednak przypadki zakażenia pracowników ferm opisano już w literaturze, o tyle o naturze mutacji, na którą powołują się oficjele, nie wiemy nic.