Wciąż szeroko komentowane jest zadowolenie ministra zdrowia z ostatnich raportów na temat epidemii. „Sytuacja się stabilizuje. Jesteśmy w takiej fazie, że chyba powoli możemy mieć nadzieję, że to, co jest najgorsze, mamy za sobą” – oświadczył Adam Niedzielski przed kamerami, wzbudzając wśród ekspertów lekkie przerażenie. Latem najważniejsi politycy w państwie tak samo starali się przypodobać umęczonym obywatelom i wiadomo, czym się to skończyło jesienią.
Teraz również warto miarkować słowa, abyśmy zbyt mocno nie poczuli, że epidemia po raz drugi się z Polski wycofuje. Lepiej pogodzić się z jej logiką: gwałtowny wzrost zakażeń dwa tygodnie temu daje dzisiaj smutny efekt w postaci zwiększonej liczby zgonów, wprowadzone wtedy ściślejsze restrykcje mają teraz swoje odbicie w zmniejszeniu liczby nowych infekcji.
Czytaj też: Puste szkoły i galerie. Czemu służą nowe restrykcje?
Duża ulga z powodu dłuższej odporności
Ale pojawiło się coś, co ministra powinno rzeczywiście cieszyć, choć chyba nie zwrócono mu na to jeszcze uwagi. Otóż odebrano sygnały, że odporność na koronawirusa SARS-CoV-2 po przechorowaniu może trwać znacznie dłużej, niż do niedawna sądzono.
Pierwsze badania wskazywały wręcz na zadziwiająco krótki okres naturalnego uodpornienia, nieprzekraczający nawet dwóch–trzech miesięcy. Nowe dane pokazują, że jeszcze osiem miesięcy po zakażeniu w organizmie ozdrowieńców znajduje się wystarczająca liczba komórek odpornościowych i przeciwciał, które zapobiegają ponownym infekcjom.
Choć więc jeszcze niedawno (i nie bezkrytycznie) przytaczaliśmy wraz z innymi mediami kilka publikacji mówiących o ponownych infekcjach covid u osób, które zdążyły już raz wyzdrowieć – najświeższe doniesienia są dużo bardziej optymistyczne. Minister, cytując je, powinien w ten sposób hartować społecznego ducha, bo to dobra wiadomość, że koronawirus nie zachowuje się w sposób odmienny od większości zarazków i można się na niego uodpornić trwale za pomocą badanych szczepionek lub na dłuższy czas naturalnie po przechorowaniu.
Badania uczonych z La Jolla Institute for Immunology uniwersytetu w Kalifornii zostały co prawda opublikowane na razie tylko w internecie i nie doczekały się jeszcze recenzji w czasopismach naukowych, ale są jak dotąd najbardziej kompleksowe i obejmują najdłuższy okres obserwacji. Autorzy komentarzy, których przytacza „New York Times”, mówią, że odczuli ulgę i wyniki te dodały im otuchy. Jeszcze niedawno obawiano się, że odporność na SARS-CoV-2 może być zbyt krótkotrwała, by bez wielokrotnego podawania szczepionek móc utrzymywać pandemię w ryzach.
Czytaj też: Naturalna odporność stadna? Niebezpieczne
Ile wirusa, ile przeciwciał w organizmie
Spadek poziomu przeciwciał zawsze jest naturalny, więc i w tym wypadku trudno było spodziewać się innego efektu. Osoby, które przechorowały SARS wywołany przez bliźniaczo podobnego koronawirusa w Azji w 2003 r., również początkowo miały więcej przeciwciał, potem stopniowo zaczęły one zanikać (choć ostatnio wykazano, że niektórzy nawet 17 lat po wyzdrowieniu wciąż posiadają pewną ilość komórek odpornościowych).
Generalnie w przypadku tamtego akurat zarazka stężenie przeciwciał osiągało maksymalne wartości po ok. czterech miesiącach. Ale u pracowników medycznych, narażonych na bliższy i częstszy kontakt z koronawirusami, utrzymywały się ponad dziesięć lat, a u pacjentów ze skąpymi objawami zanikały po trzech. – Wiele zależy od czasu ekspozycji na wirusa i od jego ilości, która dostała się do organizmu. A także od reaktywności układu odpornościowego – wyjaśnia dr Paweł Grzesiowski z Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń.
Przeciwciała tworzą się w wyniku pobudzenia limfocytów B oraz kaskady reakcji, w której uczestniczy wiele innych komórek odpornościowych. A więc to cecha indywidualna, jak przy szczepieniach. – Dodatkowo mamy inny fundamentalny problem – dodaje dr Grzesiowski. – Część z nas, mimo że nie wytwarza przeciwciał, posiada odporność tzw. komórkową, czyli potrafimy się efektywnie bronić, ale inną metodą, której poza laboratoriami naukowymi nie da się zmierzyć.
Czytaj też: Szpital polowy teoretycznie otwarty. Kto obsłuży respirator?
Nie trzeba wiele, by zdobyć naturalną odporność
Przeciwciała wytwarzane przez limfocyty B mogą reagować tylko z tymi antygenami, które są na zewnątrz komórek. Jeżeli więc jakiś atakujący drobnoustrój (a dotyczy to zwłaszcza wirusów) zdąży ukryć się we wnętrzu komórki, będzie dla naszych przeciwciał już niedostępny i nie zostanie wyeliminowany. Stąd tak ważna jest rola odporności komórkowej, realizowanej przez limfocyty T, o której wspomniał dr Grzesiowski. Uważa się dziś, że reakcje tych limfocytów przy covid-19 mogą przewyższać początkową odpowiedź samych przeciwciał.
Dokładny czas trwania odporności w przypadku SARS-CoV-2 jest jeszcze trudny do przewidzenia, ponieważ nadal nie wiadomo, jakie poziomy różnych komórek układu odpornościowego są wystarczające do obrony przed tym zarazkiem. Dotychczasowe badania sugerują, że mogą to być jednak stężenia niewielkie – zarówno przeciwciał, jak i limfocytów T i B – aby można było śmiało mówić o naturalnej ochronie ludzi, którzy pierwsze doświadczenia z covidem mają już za sobą. I to naprawdę jest wreszcie dobra wiadomość!
Czytaj też: Szczepionka na covid. Czego wciąż nie wiemy?