Gdy 7 listopada pisałem o mutacjach SARS-CoV-2 u norek amerykańskich na duńskich fermach, zagrażających rzekomo skuteczności przyszłej szczepionki na covid-19, wielu informacji nie podano jeszcze do wiadomości. Naukowcy domagali się szczegółów i publikacji wyników badań, ja zaś podkreślałem, że sytuacja w Danii, tak jak w Hiszpanii i Holandii, gdzie też działają takie fermy, powinna być przestrogą dla przemysłu futrzarskiego w Polsce. Byłoby skrajną nieodpowiedzialnością, gdyby w obliczu wieści docierających ze świata nie objęto krajowych hodowli tych zwierząt szerokim monitoringiem epidemiologicznym.
Jak oświadczył Główny Lekarz Weterynarii, Polska od dłuższego czasu przygotowywała się do badania norek pod kątem zakażenia SARS-CoV-2. Opracowano procedurę pobierania i przesyłania próbek do analiz laboratoryjnych. Najwyraźniej w końcu – w listopadzie – zaczęto ją wdrażać. Przypomnijmy: pierwsze zakażenia na fermach stwierdzano już w kwietniu: w Holandii, potem w Hiszpanii, Danii, Włoszech, Szwecji i USA. W Stanach z powodu objawów zakażenia zmarło 15 tys. osobników. Nie ulega wątpliwości, że szeroko zakrojone badania w Polsce, obejmujące zwierzęta i pracowników, należało rozpocząć dawno temu.
Czytaj też: Jak z pandemią walczą inni
SARS-CoV-2 zamyka fermy w Holandii i Danii
Ale przemysł futrzarski się boi – badania ferm w innych krajach doprowadziły bowiem do uboju tych zwierząt na ogromną skalę. W efekcie Holandia zakaże hodowli norek już od marca 2021 r.