Brytyjski (B.1.1.7), południowoafrykański (B.1.351), brazylijski (P.1) – to one, nie bez powodu, wzbudzały w ostatnim czasie największe zainteresowanie. SARS-CoV-2 jest wirusem, nic więc zaskakującego, że w relatywnie krótkim czasie obserwujemy go w pełnej krasie jego różnorodności i zmienności. Należy do wirusów RNA, u których tempo mutowania jest jeszcze dodatkowo wywindowane. Mutacje to losowe, skokowe zmiany w materiale genetycznym. U koronawirusa są rezultatem pomyłek w trakcie replikacji. Niektóre z nich nie mają żadnego wpływu na układ aminokwasów białka, nie wpływają na właściwości biologiczne wirusa. Z kolei inne prowadzą do zmian drobnych, niekoniecznie istotnych, a tym bardziej korzystnych dla wirusa. Takie też, oczywiście, co jakiś czas się zdarzają. Będą podlegać selekcji pozytywnej, upowszechniać się. A wraz z nimi warianty, które dla takich mutacji są wehikułami. SARS-CoV-2 w swojej podróży korzysta z darmowych biletów fundowanych mu przez ludzi każdego dnia. Im więcej zakażeń, tym więcej szans na replikację, dalsze mutowanie i ryzyko pojawiania się i utrwalania zmian dających wirusowi przewagę. To, co obserwujemy, to teoria ewolucji w praktyce.
Czytaj także: Po co eksperymentalnie zakażać ludzi SARS-CoV-2?
Warianty alarmowe SARS-CoV-2
Wariantów koronawirusa jest bez liku, ich cechy molekularne deponowane są w odpowiednich bazach. Zainteresowani mogą odwiedzić np. stronę PANGO lineages lub GISAID. Jednak tylko niektóre warianty są na tyle wyróżniające, by określać je mianem „alarmowych” (ang.