Brytyjczyk Brian Deer z gazety „The Sunday Times” przeprowadził wnikliwe dochodzenie. W pewnym sensie spłacił nim moralny dług mediów, zaciągnięty, gdy pomagały zatriumfować groźnemu kłamstwu. Choć w tej sprawie winne są nie tylko one, ale także część środowiska naukowego, które pomogło wylansować brytyjskiego chirurga i gastroenterologa Andrew Wakefielda. W latach 90. ubiegłego wieku był on jeszcze szerzej nieznanym lekarzem pracującym w jednym z londyńskich szpitali, ale przepełniały go wielkie ambicje, by stać się postacią sławną nie tylko w swoim środowisku (już na studiach marzył o Nagrodzie Nobla).
Światowa panika
Między innymi dlatego zajął się badaniami naukowymi, a nie leczeniem. W lutym 1998 r. udało mu się wejść na pierwszy szczyt kariery: w jednym z najbardziej prestiżowych i najstarszych czasopism medycznych świata, brytyjskim tygodniku „The Lancet” (pisaliśmy o nim w POLITYCE 52/20), ukazał się artykuł, którego był głównym autorem. Przy okazji po raz pierwszy zasmakował też medialnej sławy – pisze Brian Deer w wydanej niedawno, również po polsku, książce „Wojna o szczepionki”.
Publikację w „Lancecie” zapowiedziała bowiem specjalnie zwołana konferencja prasowa, na której dość licznie stawili się dziennikarze. Jej temat zapowiadał się sensacyjnie: badania pod kierunkiem dr. Wakefielda sugerowały istnienie związku między powszechnie stosowaną trójskładnikową szczepionką MMR przeciwko odrze, śwince i różyczce a nieswoistym zapaleniem jelita grubego u dzieci, a co najważniejsze również zaburzeniami rozwojowymi, przede wszystkim autyzmem.