Wszystkie te fotografie uchwyciły zdarzenia burzliwe i naprawdę dalekie. Widoczne na nich kolidujące galaktyki (tzw. merdżery, od angielskiego merger, czyli połączenie) leżą w odległościach wielu milionów lat świetlnych od nas. Zostały sfotografowane, ponieważ są bardzo cennym przedmiotem badań astronomów i astrofizyków – pozwalają dociec, jak w ogóle galaktyki ewoluują, tworzą gwiazdy i jak zwykle kończą, choć nie przestają całkowicie istnieć. A warto też pamiętać, że galaktyki to podstawowa forma skupisk materii we wszechświecie – są jak potężne rodziny w o wiele większych kosmicznych społecznościach.
Niezwykły atlas Arpa
Galaktyki kolidują wszędzie, także w pobliżu nas. Na przykład Droga Mleczna wielokrotnie „zderzała się” z pobliskimi karłowatymi strukturami satelickimi (małymi galaktykami), których jest kilkanaście. Najpewniej większość gromad kulistych wokół centrum naszej Galaktyki pochodzi właśnie z tych kolizji. Zresztą za trzy lub cztery miliardy lat Droga Mleczna spotka się z potężną galaktyką Andromedy (M31). Czy to będzie oznaczać koniec wszystkiego? Nie. Kolizje galaktyk nie przypominają zjawisk, które w naszym ziemskim świecie nazywamy zderzeniami, a to oznacza, że nie niosą ze sobą totalnego zniszczenia. Odległości między gwiazdami są w nich tak wielkie, że nawet jeśli dwa giganty spotykają się, ich gwiazdy zwykle nie zderzają się ze sobą. Raczej zmieniają dynamikę, czyli prędkość, mieszają się, a w pewnych obszarach zbliżają, jednak prawdziwych katastrof jest tam niewiele. Choć oczywiście kolizje mają też swoje istotne konsekwencje.
Galaktyczne merdżery poznaliśmy już dość dawno temu, w dużej mierze za sprawą Atlasu Osobliwych Galaktyk Arpa. Ten niezwykły katalog, stworzony przez amerykańskiego astronoma Haltona Arpa z California Institute of Technology, powstał ponad pół wieku temu (w 1966 r.