Z nakłanianiem obywateli do zakładania masek ma problem nie tylko polski rząd i nie tylko jemu wypomina się brak jednolitego stanowiska w tej sprawie. Mniej więcej rok temu eksperci Światowej Organizacji Zdrowia też musieli dość diametralnie zmienić swoje zdanie i uznać, że taka przesłona na ustach i nosie na coś się jednak przydaje.
Może niektórzy już zapomnieli, ale gdy pandemia dopiero rozpędzała się w Europie – gdzie nie było do tej pory zwyczaju korzystania z maseczek na ulicach; inaczej niż w Azji – naukowcom i politykom brakowało przekonujących dowodów, by jednoznacznie stwierdzić, że noszenie masek na wolnej przestrzeni chroni zdrowych ludzi przed infekcjami dróg oddechowych. Również w Stanach Zjednoczonych pierwsze opinie w tej sprawie agencji CDC (Centers for Disease Control and Prevention) kategorycznie odradzały je u osób zdrowych, ale później amerykańscy eksperci przyznali rację Azjatom, wskutek czego także w Polsce zaczęto się zastanawiać, czy nie warto pójść tą samą drogą.
Czytaj także: Czy nadal warto nosić maseczki? Co mówi nauka
Maski stały się symbolem osobistej ochrony przed zakażeniami (choć na dobrą sprawę potrzebne jest jeszcze mycie rąk i zachowywanie dystansu), zaś dla przeciwników obostrzeń, wyznawców spiskowych teorii, są najbardziej widocznym przejawem zniewolenia – kagańcem, za pomocą którego zdeprawowana władza sprzymierzona z lekarzami próbuje ograniczyć swobody obywatelskie i trzymać ludzi na (oddechowej) uwięzi.