Dziś walka z ciężkim covid-19 prócz tlenoterapii i mechanicznej wentylacji sprowadza się do stosowania leków wykorzystywanych wcześniej w innych wskazaniach. Remdesivir, deksametazon, tocilizumab czy metylprednizolon – wszystkie znane były przed pandemią. Bazowanie na nich okazało się koniecznością, bo opracowanie nowych, zupełnie od podstaw, to wyższa szkoła jazdy. O wiele łatwiej stworzyć szczepionki, zwłaszcza dysponując takim wachlarzem rozwiązań – od klasycznych, z powodzeniem stosowanych od dekad, po bardziej innowacyjne, takie jak technologia wektorowa i platforma mRNA.
Bieg po szczepionkę to sprint, po lek – maraton
W dużym skrócie: w przypadku szczepionki wystarczy dobrze określić antygen (lub antygeny), wobec którego zbudowana ma zostać odporność, i można ruszyć z dalszymi testami. W przypadku leku trzeba najpierw dobrze poznać rozmaite procesy związane z biologią wirusa i jego replikacją, a to samo w sobie może być bardzo praco- i czasochłonne. W kolejnym kroku identyfikuje się ten z nich, który miałby być celem terapii, by następnie rozpocząć prace nad wynalezieniem substancji, która byłaby w stanie go hamować. Mechanizm i skuteczność działania trzeba najpierw potwierdzić w przedklinicznych badaniach eksperymentalnych, by w przypadku obiecujących rezultatów przeprowadzić trójfazowe badania kliniczne z udziałem wolontariuszy. Nic dziwnego, że potrafi to zająć wiele lat i być okupione mnóstwem niepowodzeń, które są wpisane w ryzyko zawodowe firm farmaceutycznych.