Do niedawna na sucho uchodziły komentarze, że zmiany klimatyczne, nawet jeśli ponosi za nie odpowiedzialność człowiek, nie dla wszystkich muszą oznaczać negatywne konsekwencje. Wszak Kanadyjczycy i mieszkańcy północnej Syberii będą zadowoleni, gdy aura stanie się trochę cieplejsza. Przecież mowa dotychczas o wzroście temperatury atmosfery w stosunku do czasów przedprzemysłowych o zaledwie 1 st. C.
Niby niewiele, wystarczająco jednak, by konkretne efekty w konkretnych miejscach miały katastrofalny wymiar. Tak się właśnie stało latem w Kanadzie, gdzie w Lytton w Brytyjskiej Kolumbii temperatura osiągnęła 49,6 st. C, a temu rekordowi towarzyszyły pożary lasów niszczące napotkane po drodze osiedla ludzkie. Podobnych informacji można dokładać: historyczny rekord temperatury na Sycylii, dziesiątki tysięcy kilometrów kwadratowych płonącej w Rosji tajgi, palące się przedmieścia Aten, ulewy, które wywołały powodzie dewastujące Niemcy i Belgię, w których zginęły dziesiątki ludzi.
Wina człowieka
Oczywiście, powodzie, ulewy, upały, susze i pożary lasów zdarzały się wcześniej, charakter tych ekstremalnych zjawisk zmienia się jednak systematycznie. Naukowcy nie mają już wątpliwości, że w coraz większym stopniu o ich powstawaniu i intensywności decydują zmiany klimatyczne, a nie tylko naturalne fluktuacje występujące w środowisku. Wyraz temu przekonaniu dali w najnowszym raporcie „Zmiany klimatu 2021: podstawy fizyczne”.
Opracowanie to otwiera szóste sprawozdanie (AR6) dotyczące zmian klimatu, ich konsekwencji, scenariuszy przyszłości i możliwych sposobów działania. Taki zestaw dokumentów co kilka lat przygotowuje Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatycznych ONZ (IPCC). Składa się on z trzech części przygotowywanych przez trzy grupy robocze.