W amerykańskich instytucjach medycznych – np. CDC (Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom) – już w lipcu 2021 r. zorientowano się, że osoby w pełni zaszczepione są nadal zagrożone infekcjami SARS-CoV-2. Za szybko poczuły się bezpieczne: zdjęły maski, zapomniały o myciu rąk i przestrzeganiu dystansu. Wróciły do codziennego życia, jakie znały sprzed pandemii, choć przecież to właśnie eksperci z CDC publikowali wcześniej w mediach plakaty, na których w pełni zaszczepieni zostali zwolnieni z wszelkich restrykcji.
W niektórych szpitalach pojawiało się ich jednak coraz więcej – w Massachusetts do 21 października 2021 r. spośród 519 hospitalizowanych z powodu covid pacjentów 35 proc. było po dwóch dawkach szczepienia.
W wytycznych pojawiła się więc od razu istotna zmiana: w pomieszczeniach zamkniętych, zwłaszcza tam, gdzie ryzyko zakażenia jest największe i przebywa dużo ludzi, nakazano powrót do noszenia masek. Niezależnie od statusu wyszczepienia. To oczywiście zniechęca do przyjęcia kolejnych dawek szczepionki, bo po co się kłuć i narażać na choćby niewielkie działania niepożądane, skoro to nic nie daje?
Pytanie wydaje się logiczne. Ale takie rozumowanie prowadzi na manowce.
Dr Grzesiowski dla „Polityki”: Co ma liczba osób na weselu do omikrona?
Covid-19. Poziom przeciwciał to nie wszystko
Dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds.