Sam fakt, że SARS-CoV-2 ewoluuje, nie jest żadnym zaskoczeniem. To przedstawiciel wirusów RNA, które z zasady charakteryzuje duża zmienność. Jej tempo w przypadku koronawirusów nie jest co prawda tak duże jak w przypadku wirusów grypy, ale przy takiej liczbie notowanych globalnie zakażeń prawdopodobieństwo powstawania kolejnych wariantów jest wysokie. Bo przecież mutacje to po prostu błędy w trakcie kopiowania materiału genetycznego wirusa, procesu, który może mieć miejsce tylko w zakażonej komórce.
Czytaj także: Omikron już w Europie. Jak groźny jest dziś koronawirus?
Koronawirus w nowej odsłonie
Jeszcze niedawno pozycja wariantu delta wydawała się niezagrożona. W ekspresowym tempie objął on tron koronawirusowego królestwa, bez pardonu strącając z niego wcześniejszego władcę – wariant alfa. Do tego stopnia, że Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób zdjęło tego drugiego z listy wariantów budzących obawy w Europie, bo dlaczego miałoby nas niepokoić coś, czego niemal już nie ma? Można było się spodziewać, że nowy król będzie dalej rósł w siłę, przyspieszał na drodze kolejnych przystosowawczych mutacji, stawał się jeszcze bardziej transmisyjny bądź lepiej zamaskowany dla układu odporności. W jego genomie było przecież jeszcze trochę miejsca dla zmian umacniających go w niepodzielnym panowaniu.
Tymczasem pojawił się