Zacznijmy od Nowej Zelandii. Jakiś czas temu tamtejsze media poinformowały o zatrzymaniu mężczyzny, który trudnił się przyjmowaniem szczepionki przeciw covid-19, podając się za inne osoby. Jednego dnia w różnych punktach otrzymał aż dziesięć dawek. Byłoby z pewnością ciekawe zbadać poziom jego przeciwciał i działanie odpowiedzi komórkowej po takiej ekspozycji. Swoją drogą, Nowozelandczyk jest żywym przykładem tego, że szczepionki nie zabijają.
Czytaj także: Omikron kontra szczepionki. Jakie mamy szanse?
Dziesięć dawek w jeden dzień
Historia z Nowej Zelandii jednak dowodzi, że uzyskanie w nielegalny sposób certyfikatu szczepień w tym kraju nie jest wcale takie łatwe. Z pewnością również zainteresowanych takim procederem nie jest tam tak wielu. Co innego w Polsce. Istnieją uzasadnione obawy, że wielu ludzi, którzy figurują w bazie jako zaszczepieni, nigdy nie spotkało się z igłą w punkcie szczepień. Zamiast udawać, że to zjawisko nie istnieje, albo jedynie zapowiadać bezwzględną z nim walkę, trzeba mu aktywnie przeciwdziałać już teraz, bo godzi wprost w interes zdrowia publicznego.
Czytaj także: Zastrzyk w rozwój szczepionek, czyli sukcesy wakcynologii
Dziennikarze biorą sprawy w swoje ręce. A służby?
Jaka może być skala tego zjawiska? Na początku jesieni policja zatrzymała trzy pielęgniarki, które w Kaliszu mogły sfałszować nawet tysiąc szczepień.