Obecny rok zapowiada się rekordowo pod względem liczby wykrytych zakażeń wirusem HIV. Do września, jak raportuje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, odnotowano oficjalnie 1678 takich przypadków i jest to więcej niż w całym 2019 r., uważanym do tej pory za najgorszy od początku zbierania danych.
Rzeczywista skala zakażeń, w ocenie ekspertów zajmujących się problematyką HIV/AIDS, zawsze była kilkakrotnie większa. Problem z jej niedoszacowaniem wynika bowiem z rzadko wykonywanych testów umożliwiających ustalenie źródła infekcji. Tak jak przy pandemii covid ten, kto się na taki test zgłosi i wynik dodatni zostanie zarejestrowany, trafi do statystyki, a cała reszta (większość?) pozostaje w szarej strefie domysłów.
Czytaj także: CRISPR kontra HIV? Czy da się wyciąć wirusa raz na zawsze
Rzecz w tym, że w przypadku SARS-CoV-2 taki wymóg u nas już nie obowiązuje, a w przypadku HIV testowanie było zawsze dobrowolne i niezbyt popularne.
Młodzież nie wie, jak chronić się przed HIV
Dochodzenie przyczyn wzrostu liczby zakażeń jest więc obciążone ryzykiem błędnej diagnozy, skoro dotyczy samego wierzchołka góry lodowej. Ale odpowiedź Ministerstwa Zdrowia na interpelację posłanki Lewicy Anety Sowińskiej, która zwróciła się do resortu z prośbą o wyjaśnienia, wydaje się jeszcze bardziej powierzchowna niż nasza wiedza o faktycznym zasięgu HIV. Wiceminister Waldemar Kraska wyjaśnia bowiem, że „prawdopodobne przyczyny wzrostów są złożone”, i wymienia wśród głównych czynników mogących mieć na to wpływ: dług zdrowotny zaciągnięty z powodu pandemii covid, zmieniające się zachowania społeczne w sferze seksualnej oraz napływ uchodźców z Ukrainy.