Eksperyment przebiegł pomyślnie. Naukowcy skierowali panele fotowoltaiczne w stronę Słońca, a one wyprodukowały energię elektryczną, którą przekształcono w promieniowanie mikrofalowe. Wiązka mikrofal została następnie przesłana na drugi koniec hangaru, gdzie znów zamieniono ją w prąd. Wykorzystano go do oświetlenia makiety dużego miasta. Niezwykłe, prawda?
Dawniej taki pokaz odbyłby się na głównym placu albo w teatrze i ku uciesze licznej publiczności. W tym doświadczeniu brali jednak udział wyłącznie naukowcy, a przeprowadzono je w zamkniętym ośrodku badawczym firmy Airbus w Monachium. Czyli skromnie. Jednakże koncepcja bezprzewodowego przesyłania energii elektrycznej na odległość – gdyby kiedyś została zrealizowana w takiej formie i skali, o jakiej marzą badacze – zrewolucjonizowałaby naszą cywilizację.
Czy to marzenie ma szansę się spełnić? Podczas demonstracji zorganizowanej w Monachium pod koniec września naukowcy z nowozelandzkiej firmy Emrod przesłali na odległość 36 m energię o mocy 2 kW. Niewiele. Tyle dostarcza w umiarkowanie pochmurny jesienny dzień nieduża instalacja fotowoltaiczna. Gdyby jednak odpowiednio duże – o powierzchni wielu kilometrów kwadratowych – zestawy paneli słonecznych umieścić na orbicie, gdzie nie ma chmur i nocy, a następnie zgromadzoną przez nie energię przesłać na Ziemię za pośrednictwem mikrofal, wówczas określenie „kryzys paliwowy” mogłoby przejść do historii. W przypadku Europy, która jest uboga w tradycyjne surowce energetyczne, jest to perspektywa bardzo kusząca.
Sponsorem monachijskiego eksperymentu była Europejska Agencja Kosmiczna (European Space Agency, ESA). Po pokazie jej przedstawiciele poinformowali, że zaproponują krajom członkowskim sfinansowanie kilkuletniego programu badań eksperymentalnych – na razie naziemnych.