Wyżyna Anatolijska, na której leży większość terytorium Turcji, od dawna żyje własnym tektonicznym życiem. Ten kawałek ziemskiej litosfery, czyli strefy sztywnych skał o grubości kilkudziesięciu kilometrów, zapewne kiedyś przestanie istnieć, ale na razie dzielnie stawia czoła dwóm wielkim płytom tektonicznym, które próbują go zgnieść.
Od południa naciska na niego płyta arabska, która porusza się z prędkością ok. 2 cm na rok. Blisko 25 mln lat temu oddzieliła się ona od Afryki (wtedy powstało Morze Czerwone), a następnie dziarsko podążyła na północ. Najpierw zamknęła połączenie wodne pomiędzy Morzem Śródziemnym a Zatoką Perską, a potem uderzyła w Anatolię, która nie za bardzo może ustąpić i przesunąć na północ, bo tam z kolei napotyka na opór następnego kawałka litosfery, tym razem gigantycznego – płyty eurazjatyckiej obejmującej całą Europę i większość Azji.
Czytaj także: Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii. Jak wygląda praca ratowników
Wędrówka wzdłuż uskoków
I tak wzięta w kleszcze od północy i południa Anatolia, czy też – mówiąc prawidłowo – anatolijska płyta litosfery, zostaje zmuszona do wędrówki na zachód. Wraz z nią w tym samym kierunku podąża cała Azja Mniejsza, a także znaczna część dna Morza Egejskiego aż po Kretę i grecki półwysep Peloponez. Wędrówka odbywa się wzdłuż dwóch uskoków. Pierwszy z nich biegnie ze wschodu na zachód na północy Turcji – oddziela płytę anatolijską od eurazjatyckiej. Nazwano go uskokiem północnoanatolijskim. Drugi biegnie przez południowo-wschodnią część kraju – oddziela płytę anatolijską od arabskiej. To uskok wschodnioanatolijski.