Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

W Polskę uderzył orkan Otto. Skąd się wziął i czym się różni od huraganu

Bałtyk Bałtyk Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl
Od dzisiejszej nocy orkan Otto szaleje w północnej i północno-wschodniej części Europy. Ale nawet bardziej na południe da się odczuć jego ogromną siłę. Jak to mówią: „wieje jak w kieleckim”, i to praktycznie wszędzie.

Najbardziej narażone na porywy wichur orkanu Otto są obecnie północne Niemcy, Dania, południowa Szwecja i kraje bałtyckie, czyli Łotwa, Litwa i Estonia. Ale także spory kawałek północnej Polski. Tam porywy wiatru mogą sięgać nawet 125 km/h. Albo więcej. To sporo, zważywszy że najsilniejsze huragany i porywy wiatru zanotowane w ogóle na Ziemi to ok. 360 km/h, czyli jakieś 100 m/s.

Jednak takie, na szczęście, zdarzają się niezwykle rzadko i trwają też zwykle dość krótko. Największe porywy wiatru – już niemal tzw. superhuragany, o sile ponad 100 m/s – występują sporadycznie tylko na Antarktydzie, ale nikomu nie robią krzywdy, bo tam nikt, poza niektórymi przystosowanymi do warunków Antarktydy zwierzętami, nie mieszka. Może wiać.

Czytaj też: Orkan Ksawery przeszedł nad Polską. Tragiczny bilans wichury

Orkan Otto: wichury, ale nie huragany

Tym razem bardzo silny powiew – początkowo szacowany na cyklon o nazwie Ulf, a z czasem na silniejszy od niego orkan o nazwie Otto – przybył znad Atlantyku, który wciąż jest bardzo ciepły, mimo że na półkuli północnej trwa zima. Atlantyk jak zwykle latem nagrzał się mocno i szybko tego ciepła nie straci. Te skumulowane w oceanie ciepłe morskie wpływy starły się z masami powietrza znad wschodniej kontynentalnej Rosji, z Syberii, a te są o tej porze roku zawsze mocno zimne. Różnica temperatur spowodowała też ogromną różnicę ciśnień – niskiego znad Atlantyku i wysokiego z Syberii – a takie spotkanie zawsze skutkuje dynamicznym ruchem mas powietrza, czyli wiatrem.

Reklama