Nauka

Covid, grypa i inne infekcje. Nie pamiętamy, że wirusy wciąż są groźne

Punkt szczepień w łódzkiej aptece. Punkt szczepień w łódzkiej aptece. Cezary Pecold / Forum
Pozimowy szczyt zachorowań na infekcje wirusowe zapewne właśnie się kończy. Lecz nawet jak pandemia zostanie odwołana, to wciąż powinniśmy się przed nimi chronić. Ale czy chcemy i umiemy?

Dla większości z nas covid-19 stał się zagrożeniem porównywalnym z grypą, a więc – zgodnie z dawnym, lekceważącym podejściem – wymaga minimalnych środków ostrożności (jeśli w ogóle). Stoi to w sprzeczności z tym, co opowiadają i zalecają lekarze. Ich relacje z dyżurów i opieki sprawowanej na oddziałach szpitali zakaźnych malują bowiem zupełnie inny obraz obu tych infekcji: znowu wróciły zaburzenia węchu i smaku, zapalenia płuc, niektórzy chorzy wymagają intensywnej terapii. W dodatku pojawiły się sygnały o niedoborach leków, które można podać w kuracjach przeciwko SARS-CoV-2. – U osób zaszczepionych obie infekcje nadal przechodzą łagodniej, co nie znaczy, że zawsze lekko – mówi specjalistka ds. zakażeń szpitalnych dr Agnieszka Sulikowska.

Czytaj też: Kraken. Czy nowa odmiana omikrona jest gorsza od poprzednich?

Powrót do najgorszej normy

Prof. Jacek Wysocki, kierownik Katedry Profilaktyki Zdrowotnej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, zastanawia się, czy na osłabienie naszej czujności nie ma wpływu to, że zainteresowanie konsekwencjami covidem straciły media. – Grypa zawsze była groźna dla osób niezaszczepionych, uszkadzała ludziom starszym i mniej odpornym płuca i serce, ale opinia publiczna nie była codziennie o tym informowana – mówi. – Największe wrażenie robiły kolejki karetek pod szpitalami. Gdy ich nie ma, wszystko wróciło do jak najgorszej normy.

Nie najlepiej to jednak świadczy o nas samych, że aby zrozumieć, jak groźne mogą być konsekwencje grypy lub covid (jeśli je bagatelizujemy i wystawiamy się na wirusy bez niezbędnej profilaktyki), musimy być codziennie nimi straszeni. Normą, o której wspomniał profesor, nie powinien być tłok w szpitalnych oddziałach ratunkowych – bo świadczy to jak najgorzej o sprawności systemu opieki zdrowotnej – ale świadomość, że wirusy wywołujące grypę i covid nie dla wszystkich bywają łagodne i mogą doprowadzić do ciężkiego rozstroju zdrowia. Dzieje się to niezależnie od tego, czy jest pandemia, czy jej nie ma, czy media piszą o niej na pierwszej stronie, czy wcale.

Czytaj także: Omikron w natarciu

Nowe zasady najlepszej profilaktyki

Minister zdrowia Adam Niedzielski podjął decyzję o wydłużeniu stanu zagrożenia epidemicznego do 30 kwietnia (23 marca opublikowano założenia do nowego rozporządzenia covidowego, gdyż poprzednie wygaszało przepisy covidowe z końcem obecnego miesiąca). Stan zagrożenia epidemicznego wpływa na obowiązywanie wielu przepisów porozrzucanych aż w kilkudziesięciu ustawach, ale z praktycznego punktu widzenia najważniejszy dla obywateli jest obowiązek zasłaniania ust i nosa maseczkami w aptekach, szpitalach i przychodniach.

Moim zdaniem byłoby najrozsądniej, gdyby udało się oddzielić noszenie maseczek od pandemii. Aby wszyscy zrozumieli, że powinny one obowiązywać w profilaktyce wszystkich infekcji przenoszonych drogą kropelkową (przez usta i nos), zawsze w okresie zwiększonego ryzyka tego typu zakażeń. Dlaczego mycie zębów weszło w nawyk, by chronić się przed bakteriami wywołującymi próchnicę (wiem, wiem, w Polsce to jeszcze nie norma), a nie potrafimy zrozumieć, że w pewnych sytuacjach warto odseparować swoje drogi oddechowe od powietrza wysyconego wirusami, których wdychanie może wywołać groźne konsekwencje?

Inaczej niż na przykład w Azji maseczki w Polsce i Europie kojarzą się dziś z pandemią, a zmęczeni nią ludzie chcą o niej jak najszybciej zapomnieć – zwraca uwagę dr Paweł Grzesiowski. – Zapominają więc tym samym o maseczkach, choć może to być nadal skuteczna ochrona w zatłoczonych środkach komunikacji, sklepach i wszędzie tam, gdzie ryzyko zakażeń bywa podwyższone.

Dr Grzesiowski: Covid nam ucieka. Będziemy chorować, może nawet wiele razy

Czy już czas na kolejne szczepienie?

Oczywiście najskuteczniejszą metodą profilaktyki pozostają szczepienia. Prof. Jacek Wysocki słusznie zauważa, że wyszczepienie Polaków przeciwko covid podstawową dawką na poziomie 60 proc. można uznać za zadowalające w porównaniu z grypą, na którą szczepi się zaledwie kilka procent. Znacznie gorzej sytuacja wygląda z dawkami przypominającymi.

A gdy spojrzeć na poszczególne grupy wiekowe, to najmniej mamy zaszczepionych dzieci i młodzieży – mówi. Cóż się zatem dziwić, że lokalne ogniska grypy czy covid wybuchają dziś przeważnie w szkołach i przedszkolach. To zawsze zresztą były miejsca, gdzie jesienią i wczesną wiosną najłatwiej się było nimi zakazić. – Najpierw chorują dzieci, potem opiekunowie i ich rodzice. Pandemia tu nic nie zmieniła – podkreśla profesor.

Dr Agnieszka Sulikowska spotyka teraz często pacjentów, którzy są zaskoczeni i wystraszeni, że zachorowali na covid. Ale na pytanie, czy zaszczepili się, odpowiadają przecząco. Gdy pytam o powody, mówią, że skoro w najostrzejszej fazie pandemii nie zakazili się koronawirusem, to nie sądzili, że złapią go teraz. Stąd spora liczba osób starszych, niedopilnowanych przez rodziny, by zaszczepić się wcześniej.

W Kanadzie i Wlk. Brytanii niedawno wydano pozwolenie na podawanie piątej dawki, a więc trzeciej przypominającej, osobom starszym i z obniżoną odpornością. To autonomiczne decyzje tych krajów, które nie podlegają FDA ani EMA – z ich zdaniem będą się natomiast liczyć Amerykanie i obywatele Unii Europejskiej. Amerykańscy i europejscy eksperci nie opracowali jednak jednoznacznych zaleceń, choć FDA wydała oświadczenie, że zmierza do „uproszczenia schematu szczepień przeciwko covid, by w nieodległej przyszłości doprowadzić do zaszczepienia większej liczby osób”. Prawdopodobnie chodzi o podanie szczepionki raz w roku jesienią, tak jak w przypadku grypy.

Ale uniwersalne podejście może nie być najlepszą opcją dla wszystkich, biorąc pod uwagę, że najszerzej dostępne dziś szczepionki z mRNA nie utrzymują wysokiego poziomu przeciwciał przez okrągły rok. SARS-CoV-2 nie wydaje się wirusem sezonowym, tak jak wirus grypy, więc poziom zabezpieczenia powinien trwać przez 12 mies. Tymczasem, choć zakażenie koronawirusem może wywołać łagodne objawy dla stosunkowo młodego i zdrowego dorosłego, może równocześnie oznaczać ciężką chorobę dla osób starszych i z obniżoną odpornością. Czekamy na decyzję, czy dla tej grupy osób nie należy jednak pomyśleć o regularnych dawkach przypominających w odstępach co pół roku.

Czytaj też: Testy combo na covid, grypę i RSV. Warto je stosować? Jak czytać wyniki?

Ostatnia lekcja po pandemii

W piątek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 2353 zakażeniach covid w ostatnim tygodniu (15 osób zmarło). Wykonano 9011 testów. To kolejny tydzień spadkowy, bo 17 marca oficjalne statystyki mówiły o 3364 zakażeniach, a 10 marca – o 3621. Trudno mieć zaufanie do tych danych, biorąc pod uwagę liczbę wykonanych testów (przeważnie nikt ich już nie zleca, a jeśli nawet sprawdza samodzielnie, to wyniki nie są rejestrowane), ale uwidoczniona tendencja może wskazywać, że szczyt pozimowej fali mamy za sobą.

Co nikogo nie powinno zwalniać z indywidualnej ochrony przed infekcjami, które o tej porze roku bywają w Polsce zawsze częstsze. Przez pandemię zapomnieliśmy, że wiosną zapadaliśmy na przeziębienia i grypy, panoszą się rotawirusy i RSV. Więc to nie dziwne, że koronawirus dołączył do tej listy i nie zaskakuje, że tyle osób przeżywa teraz ciężkie dni z powodu gorączek, kaszlu i tego typu dolegliwości wskazujących na zakażenia górnych dróg oddechowych. Ich rejestracja też zawsze w Polsce kulała, nie było testów – więc mijały bez echa.

Niedostatek informacji nie powinien jednak nikogo zwalniać z odpowiedzialności za zdrowie własne i innych. Pandemia – czy jest, czy jej nie ma – również. Choć jedyna korzyść, jaką powinniśmy po niej zachować na długo, to umiejętność minimalizowania skutków obcowania z zarazkami. Nie wydaje się jednak, abyśmy tę lekcję mieli już za sobą.

Czytaj też: Grozi nam twindemia? Warto zaszczepić się na grypę

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną