Przeciwniczki Polek to obecne mistrzynie olimpijskie z Tokio, najwyżej notowane w rankingu światowej federacji (FIVB). Do tego zawody odbywały się w Arlington w stanie Teksas. Gwiazdą reprezentacji USA jest także trener, legendarny już Karch Kiraly. Imponuje jego dorobek jako zawodnika i szkoleniowca – Kiraly pokazał w trakcie meczu, że stać go na bardzo niekonwencjonalne decyzje.
Zadomowione w światowej czołówce
Gdy pierwszy set zakończył się robiącym wrażenie zwycięstwem Polek do 15, na drugą część wystawił całkowicie zmienioną szóstkę. Mało kto miałby odwagę tak postąpić, a do tego ten radykalny ruch zdał egzamin, bo tym razem rezerwowe z USA nie dały szans ekipie trenera Stefano Lavariniego. Gra falowała również w kolejnych setach, co jest dość częste w kobiecej siatkówce. W tej sytuacji logicznym rozstrzygnięciem był piąty set.
Zaczęło się od kilkupunktowej przewagi polskiego zespołu, ale Amerykanki nie miały zamiaru rezygnować z odrabiania strat. Najpierw doprowadziły do remisu, a później miały jeszcze dwie piłki meczowe. Wówczas Magdalena Stysiak, jak na liderkę przystało, wzięła sprawy w swoje ręce, wsparły ją koleżanki i po chwili mogliśmy zobaczyć wybuch radości. Po polskiej stronie siatki.
Wygląda na to, że oglądaliśmy drużynę, która jest już w światowej czołówce i ma zamiar pozostać w niej na długo. Brąz w Arlington nie daje olimpijskiego awansu, ale umacnia nasze miejsce w rankingu (teraz siódme). To jedna z dróg do udziału w igrzyskach w Paryżu. Ale nie jest wykluczone, że damy sobie radę w turnieju kwalifikacyjnym.
Oczywiście wolelibyśmy emocjonować się finałem z udziałem Polek, ale brąz rozgrywek Ligi Narodów jest także niebagatelnym osiągnięciem. Finał okazał się nieosiągalny, bo półfinałowe przeciwniczki z Chin były dzień wcześniej zdecydowanie lepsze.