Zacznijmy od wyjaśnienia pojęcia, które w ostatnich dniach można było spotkać w wielu tekstach o pogodzie, czyli „antycyklonu”. Jak sugeruje nazwa, jest to odwrotność cyklonu, przy czym nie chodzi wcale o cyklon w potocznym rozumieniu, czyli cyklon tropikalny. Można się w tym pogubić.
Dla meteorologów „cyklonem” jest powietrze wirujące wokół niżu, czyli ośrodka niskiego ciśnienia. Przechodzeniu cyklonów towarzyszą zmiany pogody: temperatury powietrza, ciśnienia, prędkości wiatru, występowanie (czasem obfitych) opadów.
Silne cyklony występujące w niskich szerokościach geograficznych często przynoszą katastrofalne szkody. To je określa się mianem cyklonów tropikalnych (potocznie „cyklony”). Te na Pacyfiku nazywa się często tajfunami, na Atlantyku zaś – huraganami.
Czytaj także: Skąd się biorą trąby powietrzne i tornada?
Antycyklonem jest sytuacja odwrotna, czyli układ powietrza wokół ośrodka wysokiego ciśnienia – wyżu. Pojęcie antycyklonu bywa czasem używane po prostu jako synonim wyżu atmosferycznego, jednak w ściślejszym rozumieniu jest to rozleglejszy układ mas powietrza związany z wyżem – czasem rozciągający się w promieniu nawet 2 tys. km.
Co przynosi antycyklon?
Wyże – jak powszechnie wiadomo – przynoszą słoneczną i ciepłą pogodę, latem wręcz czasem upalną. Wewnątrz obszaru objętego wyżem zachmurzenie jest zazwyczaj niskie i nie ma opadów. Rozległe układy wyżowe przynoszą więc susze.
Powietrze w wyżu powoli osiada, a opadając, zwiększa ciśnienie i się ogrzewa (jak każdy sprężany gaz).