Gazołapy
Jak się pozbyć CO2, który wisi nam nad głowami? Jest pomysł. Trochę szalony
Najlepiej byłoby oczywiście nie emitować gazów cieplarnianych. To jednak scenariusz w najbliższych latach nierealny. Dlatego zarówno kolejne raporty Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), jak i międzynarodowe porozumienia mówią, że równocześnie trzeba zacząć, i to jak najszybciej, usuwać spore ilości CO2 i innych związków węgla z atmosfery. Celem jest osiągnięcie „zerowych emisji netto” najpóźniej do 2050 r. W drugiej połowie stulecia oczyszczanie atmosfery powinno być kontynuowane, dopóki poziom gazów cieplarnianych nie powróci do stanu bezpiecznego dla ziemskiego klimatu.
Od początku epoki przemysłowej posłaliśmy do atmosfery, pod postacią rozmaitych gazów cieplarnianych, ok. 600 gigaton węgla (1 gigatona to 1 mld ton). W przeliczeniu na dwutlenek węgla jest to ok. 2200 gigaton. Nieco ponad połowę z tego przejęły oceany i rośliny, ale reszta – ok. 1000 gigaton CO2 – wciąż wisi nad naszymi głowami. Z każdą dekadą dorzucamy coraz więcej do atmosferycznego pieca. W ubiegłym roku było to ok. 36 gigaton. Rośliny i oceany znów zdjęły z atmosfery znaczną część tego brzemienia, ale i tak – jak prognozują naukowcy z Global Carbon Project – ok. 2030 r. nadwyżka gazów cieplarnianych będzie tak duża, że przekroczymy próg 1,5 st. C (powyżej stanu sprzed epoki przemysłowej). Może nawet nastąpi to wcześniej.
Obszar wielki jak Europa
Naukowcy z University of Oxford i kilku innych uczelni europejskich w raporcie State of Carbon Dioxide Removal ze stycznia tego roku ocenili, że na razie wyłapujemy rocznie ok. 2 gigaton CO2. To zaledwie 5 proc. tego, co emitujemy. Jest to zasługa głównie nowych zalesień. Tymczasem oczekiwania, zapisane m.in. w ekspertyzach IPCC, są takie, że za dwie dekady będziemy potrafili usuwać z atmosfery 10–15 gigaton dwutlenku węgla rocznie, a w 2050 r.