Państwo me widzę laickie
Państwo me widzę laickie. Katecheza? Tylko autentycznie dobrowolna. Amen!
Kiedyś, podczas dyskusji na tematy światopoglądowe, wypowiedziałem się krytycznie o wprowadzeniu religii do szkół państwowych. Jeden z moich wierzących kolegów prawie wrzasnął: „To jest rozumowanie typu »A mnie nie odpowiada, że w szkołach uczą fizyki. Też będę protestował!«”. „Naprawdę nie widzisz różnicy? – zapytałem – Fizyka jest jedna. Matematyka jest jedna. To samo z biologią i chemią. Wierzeń religijnych są setki, a jak dokładnie policzyć, to i tysiące”. Kolega zamilkł.
Religie, wyznania, sekty
Już sama mnogość religii, wyznań i sekt jest dla mnie wystarczającym powodem, dla którego państwo powinno trzymać się od nich z daleka, traktując kościoły i związki wyznaniowe jak zwykłe organizacje, w pełni podległe prawu obowiązującemu na jego obszarze i wobec tego prawa równe. W takim państwie żaden Kościół nie jest faworyzowany ani dyskryminowany, nie może też być przedmiotem ingerencji organów państwowych (wyjąwszy naruszenia prawa). W szczególności nie może być faworyzowany Kościół rzymskokatolicki (KRK).
Przytaczany często w naszym kraju argument o wyjątkowych zasługach KRK uważam za bezzasadny. Państwo musi jasno zdawać sobie sprawę, że faworyzowanie jakiejś organizacji religijnej jest praktycznie tożsame z promowaniem głoszonej przez nią doktryny. Gdy na uroczystości państwowej katolicki kapłan intonuje modły, Rzeczpospolita mówi swoim obywatelom: „Jeśli do Boga, to tylko za pośrednictwem KRK”. Tymczasem w rejestrze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych widnieje sto kilkadziesiąt innych organizacji religijnych i ukorzę się przed ministrem, jeśli mnie przekona, że choćby jedna z nich daje mniejszą pewność zbawienia niż KRK. Z góry ostrzegam, że nie przystanę na mierzenie zbawczych zdolności danej tradycji religijnej liczbą jej wyznawców; w końcu sam KRK miał ich początkowo raptem dwunastu.