Nauka

Misja Polaris Dawn, czyli turyści ruszyli w kosmos. Właśnie tak go prywatyzujemy

Polaris Dawn wystartowała! Turyści ruszyli w kosmos. Właśnie tak go prywatyzujemy

Anna Menon, Scott Poteet, Jared Isaacman i Sarah Gillis, członkowie załogi prywatnej misji kosmicznej Polaris Dawn na konferencji prasowej w Kennedy Space Center na przylądku Canaveral, 19 sierpnia 2024 r. Anna Menon, Scott Poteet, Jared Isaacman i Sarah Gillis, członkowie załogi prywatnej misji kosmicznej Polaris Dawn na konferencji prasowej w Kennedy Space Center na przylądku Canaveral, 19 sierpnia 2024 r. Joe Skipper / Reuters / Forum
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, cztery osoby znajdą się najdalej od Ziemi od czasu księżycowych misji Apollo. Dwóch uczestników misji Polaris Dawn, która wystartowała dziś o 11:20, to nie astronauci, a kosmiczni turyści.

Polaris Dawn, czyli „Wschód Gwiazdy Polarnej”, to pomysł miliardera Jareda Isaacmana. Był już na orbicie w 2021 r., ale zamarzył mu się kosmiczny spacer, czyli wyjście na zewnątrz kosmicznego statku. Będzie nim Crew Dragon, kapsuła pasażerska firmy Space X (która należy do multimiliardera Elona Muska).

Misję planowano na koniec 2022 r., ale jak większość kosmicznych przedsięwzięć trapiły ją nieprzewidziane opóźnienia. Tym razem związane z produkcją skafandrów. Start przesuwano na kolejne miesiące 2023, a potem bieżącego roku. Crew Dragon firmy SpaceX miał w końcu wystartować z czwórką załogi na pokładzie we wtorek 27 sierpnia rano. Niestety, z powodu wycieku helu start przełożono na poniedziałek 9 września.

Misja Polaris Dawn ma potrwać pięć dni. Czwartego dnia misji astronauci mają opuścić kapsułę. Co w tym sensacyjnego? Otóż będzie to pierwszy całkiem prywatny spacer kosmiczny.

W kosmosie spacerowali dotychczas tylko przeszkoleni astronauci NASA, jej europejskiego odpowiednika ESA czy rosyjskiego Roskosmosu. Tym razem w kosmos udają się dwie inżynierki firmy Space X (Sarah Gillis oraz Anna Menon) i dwóch „cywilów” (Isaacman oraz były podpułkownik Sił Powietrznych USA Scott „Kidd” Poteet).

Polaris Dawn. Ryzyka? Bez śluzy i w promieniowanie

W „normalnych” statkach załogowych jest śluza, a gdy astronauci wybierają się na zewnątrz, wnętrza statków nie są narażane na ekstremalnie niskie temperatury i ciśnienie. Crew Dragon takiej śluzy nie ma. Po otwarciu włazu wnętrze kapsuły będzie wystawione na działanie próżni kosmicznej. Oczywiście wszystko zaprojektowano tak, by statek to wytrzymał, ale zawsze jest ryzyko nieprzewidzianych przez konstruktorów zdarzeń.

Z powodu braku śluzy (oraz braku miejsca, by się przebrać), załoga wystartuje z Ziemi już ubrana w kosmiczne skafandry. Ten typ kosmicznych ubiorów będzie testowany po raz pierwszy. Astronauci zmierzą promieniowanie pasa Van Allena, gdzie słoneczny wiatr wpada w ziemskie pole magnetyczne, a promieniowanie jest silne.

Czytaj także: Czy człowiek może przebywać długo w kosmosie?

To wszystko stanowi pewne ryzyko dla kosmonautów, podkreślają eksperci. Na zewnątrz kapsuły wyjdą Isaacman i Gillis, każde z nich ma spędzić 15–20 min poza kapsułą.

Spacer jak spacer

Znajdą się w kosmicznej próżni aż 700 km od Ziemi. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) znajduje się 400 km nad Ziemią i od czasu programu Apollo i pobytów na Księżycu tylko jeden człowiek znalazł się dalej.

Była nim astronautka NASA Kathryn Sullivan, która 621 km od Ziemi odbyła „kosmiczny spacer” podczas misji STS-31, której celem było rozmieszczenia teleskopu Hubble’a (w 1990 r.). Wcześniej zdarzały się spacery na zewnątrz kosmicznych statków, ale zwykle nie aż na tak daleko od Ziemi. Na przykład astronauci ISS wychodzili na zewnątrz (głównie w celach drobnych napraw stacji) aż 277 razy.

Warto przypomnieć, że od kroków ostatniego człowieka na Księżycu dzieli nas już ponad pół wieku. Ostatnim człowiekiem, który spacerował po Srebrnym Globie był Eugene Cernan w grudniu 1972 r.

Prywatyzacja kosmosu. Nie tylko Elon Musk

Misja Polaris Dawn, jak cała działalność firmy Space X, wpisuje się w proces „prywatyzacji kosmosu”. Rakiety Falcon należące do Elona Muska wynoszą na orbitę coraz więcej komercyjnych satelitów.

A także swoje własne. Jedną z idées fixes Muska jest sieć satelitów Starlink, zapewniających internet na całym globie. Docelowo na niskiej orbicie okołoziemskiej ma znaleźć się ich aż 12 tys. W marcu tego roku nad Ziemią krążyło już ich blisko 6 tys., czyli połowa tej liczby.

Irytuje to astronomów i miłośników astronomii, bo satelity te utrudniają obserwacje nieba. Widać je przez teleskopy, a na zdjęciach pozostawiają smugi. W sprzyjających warunkach można je zobaczyć nawet gołym okiem.

Czytaj także: Po co nam dziesiątki tysięcy satelitów na orbicie?

Niektórzy oskarżają Muska o zawłaszczanie nocnego nieba, inni o rozpychanie się w kosmosie. Jest pierwszy, ale inni amerykańscy operatorzy satelitarnego internetu (takie plany ma na przykład Amazon) chcą wynieść na orbitę kolejne 30 tys. satelitów. Z pobieżnych szacunków naukowców wynika, że liczba satelitów może w ciągu dekady wzrosnąć nawet do 100 tys.

Koniec zimnej wojny (i wysokich nakładów na misje kosmiczne)

Trzeba przyznać, że ta prywatyzacja kosmosu nie spadła z nieba. W czasach zimnej wojny USA i Związek Radziecki rywalizowały także o prymat w przestrzeni kosmicznej. Przeznaczały na to znaczące kwoty z budżetów. Gdy zimna wojna się skończyła, na świecie panował już neoliberalizm, a podatki zaczęto obniżać. Zniknęły powody kosmicznego wyścigu tych dwóch mocarstw, ale przede wszystkim nie ma już aż takich budżetów na kosmiczne przedsięwzięcia. W latach 60. na NASA przeznaczano ok. 3 proc. budżetu federalnego. To sześciokrotnie więcej niż Agencja otrzymuje teraz, niespełna 0,5 proc. Nic dziwnego, że w kosmiczną przestrzeń celują prywatne firmy. A także Chiny i – coraz śmielej – Indie. Ale to zupełnie inna opowieść.

Czy pierwszy prywatny kosmiczny spacer się powiedzie, dowiemy się za kilka dni.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną