Kennedy o krok od objęcia stanowiska. Będzie szaleć. Co to znaczy dla lekarzy, nauki, świata?
Senacka Komisja Finansowa głosowała we wtorek nad nominacją Kennedy’ego i zgodnie z przynależnością do partii, które wspierają lub kontestują nową prezydenturę Trumpa, poparło go 14 senatorów republikańskich, a 13 Demokratów było przeciw. Minimalne zwycięstwo będzie musiało jeszcze zostać przypieczętowane przez cały Senat, ale jeśli już na tym etapie nawet najbardziej sceptyczni wobec Kennedy’ego Republikanie (jak Bill Cassidy z Luizjany, lekarz z zawodu) ostatecznie dali mu zielone światło, by „rządził i dzielił” w amerykańskim systemie zdrowia, to zdaniem komentatorów senacka większość nie powinna się już temu sprzeciwić.
Cień nadziei oczywiście trzeba zachować, bo rozsądek podpowiada, że zdecydowanie kto inny powinien odpowiadać za – mówiąc ogólnie – system opieki medycznej i społecznej w kraju o mocarstwowych ambicjach. Nie zwolennik medycyny niekonwencjonalnej, przeciwnik szczepień, prawnik bogacący się na pozwach sądowych przeciwko producentom żywności i szczepionek. Oj, niektóre firmy mają na pewno wiele za uszami. Ale wybraniec Donalda Trumpa, jeśli chodzi o prywatne poglądy na naukę i różne aspekty zdrowia, ma za kołnierzem znacznie więcej.
Drapieżca, hipokryta, antyszczepionkowiec
Robert F. Kennedy jr zamierza stanąć na czele Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej USA, ale jednocześnie będzie sprawował nadzór nad najważniejszymi regulatorami rynku medycznego w Stanach Zjednoczonych. Tu zresztą nie chodzi tylko o Amerykę, bo polityka prowadzona przez takie instytucje jak Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH), Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) oraz Agencja ds.