Agenci do zadań zwyczajnych
Kim są i co mogą agenci AI. „W przyszłości zapewne każdy będzie miał swojego”
Na styczniowej konferencji w szwajcarskim Davos – na którą zjeżdżają najbardziej wpływowe osobistości biznesu, polityki i nauki – podobno rozmawiano niemal wyłącznie na dwa tematy: prezydentury Trumpa i agentów AI. W języku polskim słowo „agent” kojarzy się głównie z pracownikami tajnych służb lub ubezpieczeniami, ale w angielskim ma bardzo szerokie znaczenie. Dobrze to widać w kontekście komputerowym, gdzie mówi się o software agents, czyli programach wykonujących konkretne zadania.
Termin ten opisuje również kogoś lub coś działających w imieniu innej osoby jako pośrednik lub reprezentant.
Program na sterydach
Czym zatem są agenci AI? Wyrażenie to spopularyzowali 30 lat temu dwaj informatycy Stuart Russell i Peter Norvig w cenionym podręczniku akademickim „Artificial Intelligence: A Modern Approach”. W ich ujęciu byłby to program komputerowy „na sterydach” – taki, który potrafi podejmować autonomiczne decyzje, uczyć się na podstawie doświadczeń i adaptować do zmian w środowisku.
Opis ten w latach 90. XX w. był właściwie czysto teoretyczny, ale dwie dekady później Google DeepMind zaprezentował program AlphaGo. Wygrywał on z arcymistrzami starochińskiej gry planszowej go, znacznie bardziej złożonej pod względem liczby możliwych kombinacji (mimo prostszych zasad) niż szachy. Przede wszystkim dzięki temu, że potrafi podejmować decyzje i planować strategie m.in. za sprawą zastosowania sztucznych sieci neuronowych oraz tzw. uczenia ze wzmocnieniem, czyli techniki nagradzającej algorytmy za pożądane zachowania. I stąd opinie, że był to pierwszy w historii prawdziwy agent AI, chociaż bardzo wąsko wyspecjalizowany. Czy słuszne?
Problem w tym, że nie ma jednej precyzyjnej i powszechnie akceptowanej definicji, czym taki program miałby się charakteryzować.