Jednym z głównych tematów w Polsce stał się ostatnio upadek fragmentów amerykańskiej rakiety kosmicznej Falcon 9 firmy SpaceX. Przy tej okazji Polska Agencja Kosmiczna poinformowała, że na orbicie okołoziemskiej znajduje się ponad 11 tys. czynnych satelitów i ponad 15 tys. zidentyfikowanych tzw. kosmicznych śmieci. To m.in. nieczynne satelity oraz fragmenty rakiet, które kończą swój żywot zwykle w procesie deorbitacji, wchodząc w atmosferę ziemską, gdzie w zdecydowanej większości przypadków ulegają spaleniu. Dlatego bardzo rzadko dochodzi do upadku szczątków na powierzchnię Ziemi. W Europie na przestrzeni ostatnich 60 lat zdarzyło się to ok. 15 razy, a więc średnio raz na 4 lata. W Polsce w poprzednich latach miał miejsce tylko jeden taki incydent.
Asteroida 2024 YR4 na kursie kolizyjnym z Ziemią
Zagrożenie czyha jednak nie tylko ze strony tego, co sami wysłaliśmy na orbitę, ale również obiektów przybywających z kosmosu. Ostatnio niepokój zaczęła budzić odkryta w grudniu 2023 r. asteroida 2024 YR4. Ma ona średnicę między 40 a 90 m, więc jej potencjalne uderzenie w Ziemię mogłoby uwolnić energię równoważną eksplozji 7,7 megaton TNT (milionów ton trotylu). Co wystarczyłoby do zniszczenia dużego miasta. Dla porównania: bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę miała moc ok. 15 kiloton TNT, czyli 15 tys. ton trotylu. Oznacza to, że potencjalna energia uwolniona przy uderzeniu asteroidy 2024 YR4 byłaby ponad 500 razy większa (choć warto pamiętać, że rzeczywista energia uderzenia zależy od wielu czynników, w tym dokładnej wielkości, gęstości i prędkości).
Czytaj także: Asteroidy, które zagrażają Ziemi
Od momentu odkrycia asteroidy szacowane prawdopodobieństwo jej kolizji z Ziemią, do którego miałoby dojść 22 grudnia 2032 r., zmieniało się jak w kalejdoskopie. NASA podaje, że początkowo wynosiło 1 na 83, by następnie wzrosnąć kolejno do 1 na 67, 1 na 53, 1 na 43, 1 na 38, osiągając maksimum 1 na 32, a teraz ponownie spadając do 1 na 67. Nieco inne wyliczenia przedstawia Europejska Agencja Kosmiczna (ESA), która obecnie szacuje ryzyko na 1,38 proc. (czyli 1 do 72).
Naukowcy mają jednak ograniczony czas na doprecyzowanie orbity asteroidy. W kwietniu obiekt znajdzie się za Słońcem, co uniemożliwi jego obserwację przez większość teleskopów naziemnych. Co nie znaczy, że prawdopodobieństwo impaktu musi spaść przed kwietniem. Może nadal rosnąć, choć pewnie ostatecznie okaże się, że asteroida nas minie.
Czytaj także: Asteroida „The Rock” przeleciała blisko Ziemi. Czy stanowiła zagrożenie dla naszej planety?
A może zderzy się z Księżycem?
Kolejna szansa na przyjrzenie się 2024 YR4 pojawi się dopiero w 2028 r., gdy ponownie zbliży się do Ziemi. W międzyczasie astronomowie będą przeczesywać archiwalne dane w poszukiwaniu wcześniejszych, przeoczonych zdjęć obiektu. Kluczowe informacje o jego wielkości i składzie może za to dostarczyć Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba. To pomoże określić, czy to asteroida „żelazna”, czy „kamienna”, bo ta druga prawdopodobnie rozpadłaby się podczas uderzenia na kawałki.
Warto dodać, że nawet jeśli 2024 YR4 minie Ziemię w 2032 r., istnieje niewielka szansa (ok. 0,8 proc. lub 1 na 125) na jej zderzenie z Księżycem. Jednak zdecydowanie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem pozostaje niekolizyjny kurs zarówno z naszą planetą, jak i jej największym satelitą.