Żeby stonka nie hulała
Żeby stonka nie hulała? Tak teraz nauka walczy ze szkodnikami. W domu i poza nim
Trudno sobie wyobrazić współczesne rolnictwo bez środków ochrony roślin, często ogólnie nazywanych pestycydami. Gdyby np. całkowicie zrezygnować z substancji owadobójczych, straty plonów poszybowałyby z obecnych 20–40 proc. do 50–80 proc., a w przypadku niektórych odmian roślin uprawnych być może nawet i stu. Ale nie ma nic za darmo. Środki owadobójcze (i w ogóle pestycydy) mają negatywny wpływ na środowisko naturalne, bo np. zabijają również te owady, które nie są szkodnikami upraw. Mogą być też groźne dla naszego zdrowia, choć warto pamiętać, że pestycyd pestycydowi nierówny. Nieustannie trwają poszukiwania jak najmniej toksycznych oraz działających z dużą precyzją.
Roślina, która broni się sama
Sporo pomogła w tej kwestii inżynieria genetyczna, znacznie zwiększając możliwości ulepszania roślin uprawnych. Przykładem są bawełna i kukurydza z cechą Bt, które zaczęto komercyjnie uprawiać w 1996 r. Żeby wyjaśnić, co w nich zmieniono, cofniemy się na chwilę do początków XX w., kiedy japoński naukowiec Shigetane Ishiwatari odkrył zabójcę cennych larw jedwabników. Okazało się, że jest nim pewna dość powszechnie występująca bakteria, żyjąca głównie w glebie. Potrafi ona wytwarzać całą gamę białek toksycznych dla niektórych owadów, ale całkowicie bezpiecznych m.in. dla ssaków, w tym człowieka. Nadano jej nazwę Bacillus thuringiensis, która wzięła się stąd, że niezależnie od Japończyka odkrył ją Niemiec Ernst Berliner, badając chore larwy mącznika młynarka (owada żerującego na mące) w pewnym młynie w Turyngii.
Jeszcze w pierwszej połowie XX w. zaczęto korzystać z bakterii do sporządzania owadobójczych oprysków. I do dziś tego typu preparaty stosują rolnicy, szczególnie w tzw. uprawach ekologicznych (nie wolno im sięgać po syntetyczne insektycydy).