Nie czupryna i nie zaczeska. Łysa głowa inspiruje. Czy Pitbull nas przekona, że łysi są hot?
23 i 24 czerwca Kraków szykuje się na niecodzienne widowisko. Pitbull, a właściwie Armando Christian Pérez – amerykański raper, autor tekstów i producent muzyczny – przyjedzie do Polski na koncerty w ramach swojej trasy „Party After Dark”. Stworzył markę opartą na haśle „Mr. Worldwide”, które odzwierciedla globalny styl życia, a jego charakterystyczny wygląd z błyszczącą łysiną stał się emblematem rozpoznawanym na całym świecie.
To oczywiście niejedyny artysta, który uznał łysinę za atut, ale chyba pierwszy, którego łysa głowa tak mocno inspiruje fanów – na jego koncerty gremialnie przychodzą w lateksowych czepkach, starając się choć na kilka godzin upodobnić do swojego idola.
„To swoisty karnawał łysienia” – opisywała niedawno reporterka „The New York Times” kilkunastotysięczną widownię zebraną wokół muzyka w O2 Arena w Londynie, dodając, że przypominało jej to noc Halloween („gdyby Halloween miało tylko jedną opcję kostiumu”). Na koncerty Taylor Swift nastolatki wdziewają cekiny i bransoletki, dla Beyoncé – kowbojskie buty, ale mania Pitbulla nie dotyczy stroju, lecz zabawy w bycie łysym z wyboru. To mocno kontrastuje z dramatem ludzi, dla których utrata włosów to nie żart, a źródło psychicznego i medycznego cierpienia.
Kulturowa klątwa łysiny
Fani Pitbulla bawią się konwencją: „Hej, bycie łysym jest cool, bo Pitbull jest cool”.