Nauka

Nie czupryna i nie zaczeska. Łysa głowa inspiruje. Czy Pitbull nas przekona, że łysi są hot?

Setki fanów Pitbulla zjechało do centrum Manchesteru w czepkach udających łysinę z okazji trasy „Party After Dark Tour”, Manchester, 8 czerwca 2025 r. Setki fanów Pitbulla zjechało do centrum Manchesteru w czepkach udających łysinę z okazji trasy „Party After Dark Tour”, Manchester, 8 czerwca 2025 r. Kieran / SplashNews.com / Splash / Forum
Łysa głowa Pitbulla, ikona jego koncertów, stała się dla jego fanów w czepkach symbolem buntu przeciw normom. Dla reszty świata wypadanie włosów to jednak nie zabawa, lecz walka z kompleksami i mitem młodości.

23 i 24 czerwca Kraków szykuje się na niecodzienne widowisko. Pitbull, a właściwie Armando Christian Pérez – amerykański raper, autor tekstów i producent muzyczny – przyjedzie do Polski na koncerty w ramach swojej trasy „Party After Dark”. Stworzył markę opartą na haśle „Mr. Worldwide”, które odzwierciedla globalny styl życia, a jego charakterystyczny wygląd z błyszczącą łysiną stał się emblematem rozpoznawanym na całym świecie.

To oczywiście niejedyny artysta, który uznał łysinę za atut, ale chyba pierwszy, którego łysa głowa tak mocno inspiruje fanów – na jego koncerty gremialnie przychodzą w lateksowych czepkach, starając się choć na kilka godzin upodobnić do swojego idola.

„To swoisty karnawał łysienia” – opisywała niedawno reporterka „The New York Times” kilkunastotysięczną widownię zebraną wokół muzyka w O2 Arena w Londynie, dodając, że przypominało jej to noc Halloween („gdyby Halloween miało tylko jedną opcję kostiumu”). Na koncerty Taylor Swift nastolatki wdziewają cekiny i bransoletki, dla Beyoncé – kowbojskie buty, ale mania Pitbulla nie dotyczy stroju, lecz zabawy w bycie łysym z wyboru. To mocno kontrastuje z dramatem ludzi, dla których utrata włosów to nie żart, a źródło psychicznego i medycznego cierpienia.

Kulturowa klątwa łysiny

Fani Pitbulla bawią się konwencją: „Hej, bycie łysym jest cool, bo Pitbull jest cool”. Trend ten zyskał popularność w mediach społecznościowych, gdzie chwalą się łysymi stylizacjami, tworząc memy i wiralowe filmiki. Kiedy wkładają czepki, ich performing na moment odwraca hierarchię: łysy jest królem, a włosy? Cóż, włosy są passe.

Tymczasem w rzeczywistości łysienie to dla wielu ludzi problem, który wykracza poza estetykę. Znalazło się ono w pierwszej piątce „naturalnych niedogodności życiowych”, które współcześnie zaczęto traktować jak choroby wymagające leczenia – obok starzenia, bezsenności, cellulitu i zaburzeń koncentracji (ankietę na ten temat wśród kilkuset lekarzy opublikowało kilkanaście lat temu prestiżowe czasopismo medyczne „British Medical Journal”). To nie przypadek. W świecie bombardowanym reklamami szamponów, odżywek i cudownych tabletek na porost włosów utrata czupryny stała się czymś więcej niż fizjologicznym procesem – stała się symbolem porażki. Z biznesowego punktu widzenia nie ma nic gorszego niż człowiek pogodzony ze swoim łysieniem, bo choć, jak podkreśla filozof i dziennikarz naukowy Łukasz Lamża w książce „Trudno powiedzieć” (w rozdziale zatytułowanym „Jak zrobić chorobę”, piętnującym medykalizację codziennego życia), z medycznego punktu widzenia włosy nie są nam niezbędne, ale w społeczeństwie, które fetyszyzuje młodość i atrakcyjność, łysina jest jak piętno.

Mężczyźni, choć częściej dotknięci tym problemem, jakoś próbują radzić sobie poprzez ironię („zaczeska na pożyczkę”) lub golenie głowy na zero. Ale dla wielu kobiet przerzedzenie włosów to dramat, który popycha je do desperackich prób ratunku – od szamponów z czarną rzepą po drogie zabiegi mezoterapii.

To kulturowe napiętnowanie łysienia napędza przemysł, który obiecuje cuda, ale rzadko je dostarcza. Reklamy szamponów i suplementów sugerują, że wystarczy kilka tygodni stosowania, by odzyskać bujną czuprynę. Tymczasem, jak podkreśla prof. Lidia Rudnicka, prezes Towarzystwa Dermatologii Włosów, łysienie to nie kaprys natury, który można wyleczyć biotyną z drogerii. To objaw medyczny, który może mieć ponad 500 różnych przyczyn – od genetycznych, przez hormonalne, po zapalne czy nowotworowe. – Błędne lub zbyt późne rozpoznanie przyczyny łysienia może powodować nieodwracalną utratę włosów, a nawet stanowić zagrożenie życia – ostrzega profesor.

W labiryncie przyczyn łysienia

Wyobraź sobie, że budzisz się pewnego dnia i zauważasz, że na poduszce leży więcej włosów niż zwykle. Co robisz? Większość sięgnie po szampon z pokrzywą, suplement z biotyną albo poszuka w Google odpowiedzi na pytanie: „Jak zatrzymać wypadanie włosów?”. Prof. Rudnicka w maju zorganizowała w Warszawie Europejski Kongres Trichoskopii (od greckiego słowa trikhos, czyli włos), którego uczestnicy – na ogół lekarze dermatologii – powtarzali jak mantrę: łysienie to nie jest problem, który można rozwiązać domowymi sposobami. Może być objawem chorób ogólnoustrojowych – od niedokrwistości, przez zaburzenia tarczycy, po nowotwory. Może wynikać z przyjmowania leków, stresu, infekcji (jak w przypadku ostrego łysienia telogenowego po covid-19, które doprowadza do utraty nawet 1 tys. włosów dziennie) albo autoimmunologicznych schorzeń, takich jak łysienie plackowate. Każda z tych przyczyn wymaga innej diagnostyki i leczenia, a opóźnienie w postawieniu diagnozy może prowadzić do nieodwracalnych szkód.

Dermatolodzy mają do dyspozycji narzędzia, takie jak nieinwazyjne badanie skóry głowy, które pozwala ocenić stan mieszków włosowych i strukturę łodyg. W razie potrzeby wykonują biopsję lub zlecają badania krwi, by wykluczyć niedobory żelaza, cynku lub zaburzenia hormonalne. Ale nadal wielu pacjentów woli udać się do trychologa bez dyplomu lekarskiego, który za kilkaset złotych zaproponuje suplementy i obietnice bez pokrycia. Prof. Rudnicka jest w tej kwestii bezlitosna: – Osoby niebędące lekarzami, prowadzące działalność polegającą na diagnostyce i leczeniu łysienia mogą być bardzo niebezpieczne dla zdrowia.

Bo tacy „specjaliści” często pomijają poważne przyczyny, skupiając się na estetyce, jakby włosy były tylko ozdobą, a nie wskaźnikiem zdrowia. – Tylko lekarz ma narzędzia i uprawnienia, by przeprowadzić pełny wywiad, zlecić badania i przepisać leki na receptę – mówi ekspertka. A leki te, jak inhibitory JAK stosowane w łysieniu plackowatym, mogą zdziałać wiele dobrego, jeśli terapia zostanie rozpoczęta we właściwym wskazaniu.

Nawet popularna biotyna, promowana jako cudowny środek na włosy, może bardziej zaszkodzić niż pomóc (jej nadużywanie bez potwierdzonego niedoboru fałszuje wyniki badań laboratoryjnych, w tym testów na tarczycę, ciążowych czy nawet zawał serca). Wspomniani samozwańczy trycholodzy mają się świetnie, bo w Polsce, gdzie każdy może otworzyć gabinet i nazwać się specjalistą od włosów, pacjenci nawet nie wiedzą, kiedy wpadają w pułapkę pseudonauki. Diagnostyka i leczenie łysienia wymagają wiedzy medycznej, której nie zdobywa się na weekendowych kursach.

Włosy a tożsamość fanów Pitbulla

Wróćmy do fanów Pitbulla, którzy z radością zakładają lateksowe czepki. Ich zabawa w łysienie w świecie, w którym włosy są symbolem witalności i seksapilu, nawet w formie żartu nie jest aktem żadnej odwagi. Co innego dla milionów, które tracą włosy nie z wyboru, lecz z powodu genów, hormonów lub chorób – i walczą o te swoje rzednące czupryny podwójnie: bo to jest walka nie tylko z wypadającymi włosami, ale też z presją społeczną, która każe widzieć w łysinie porażkę.

Kilka lat temu niemieccy badacze rozesłali do potencjalnych pracodawców zestaw niemal identycznych życiorysów kandydatów ubiegających się o pracę. Jedyna różnica między nimi polegała na tym, że niektóre zawierały zdjęcia łysych mężczyzn, a inne – z włosami. Z przygnębiającą nieuchronnością, pomimo podobnych kwalifikacji, mężczyźni z owłosieniem byli zapraszani na rozmowy kwalifikacyjne z dużo większą regularnością niż ich łysi koledzy. Co ciekawe, w innych badaniach wykazano, że w przeciwieństwie do pracodawców kobiety uważają łysych mężczyzn za bardziej seksownych (tłumaczono to tym, że wyglądają na starszych, a tacy są w ich oczach atrakcyjniejsi). Chcesz wyglądać męsko? Ogol głowę – zdaje się wyciągać taki wniosek całkiem liczne grono badaczy, bo łysiejący mężczyzna postrzegany jest jako ten bardziej dominujący.

Prof. Frank Muscarella z Barry University, zajmujący się psychologią ewolucyjną, tłumaczył to kiedyś tak: „Łysienie może być ludzkim odpowiednikiem ozdobnych piór pawiego ogona – wyewoluowało, gdyż jest to cecha atrakcyjna w oczach kobiet”. Po co więc ciągle walczymy z wypadaniem włosów?

Czytaj także: Homo nudens. Dlaczego człowiek utracił owłosienie i stał się jedyną nagą małpą?

Czy przykład Pitbulla coś zmieni i jego pierwsze koncerty w Polsce pozwolą zaakceptować łysinę jako część siebie? Choć medycyna robi, co może, by pomóc nam odzyskać to, co straciliśmy, prawdziwe wyzwanie leży w zmianach kulturowych. W końcu, jeśli tłumy ludzi mogą udawać bycie łysym dla zabawy, to może czas przestać traktować łysienie jak koniec świata? Choć na razie, zanim kultura dogoni naukę, dermatolodzy będą mieli jeszcze pełne ręce roboty.

Między nadzieją a rozczarowaniem

Skoro łysienie jest tak skomplikowanym problemem, to co z leczeniem? Minoksydyl, pierwotnie lek na nadciśnienie, i finasteryd, stosowany w leczeniu przerostu prostaty, to dwa filary farmakologicznej walki z odmianą łysienia androgenowego. Minoksydyl poprawia ukrwienie mieszków włosowych, wydłużając fazę wzrostu włosa, a finasteryd blokuje przekształcanie testosteronu. Brzmi obiecująco, choć oba leki mają swoje ograniczenia i po zaprzestaniu ich stosowania włosy znów zaczną wypadać. W przypadku tzw. łysienia plackowatego, które pozostawia na głowie nagie plamy, pojawiła się nadzieja w postaci inhibitorów JAK – ale kluczowe jest wczesne rozpoczęcie terapii. Dla tych, którzy marzą o bardziej trwałym rozwiązaniu, pozostają przeszczepy włosów – metoda, która w ciągu ostatnich trzech dekad przeszła długą drogę od topornych wycinków skóry do precyzyjnego przeszczepiania pojedynczych mieszków. Zabieg jest czasochłonny (nawet 10 godz. na stole operacyjnym) i kosztowny, ale efekty mogą być spektakularne. Nie każdy jednak jest dobrym kandydatem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną