Rok przełomu dla nauki? Raczej znów rok przetrwania. Budżet się nie spina na pół miliarda
Maria Skłodowska-Curie wpatrująca się w pustą skarbonkę – taki obrazek od kilku dni krąży w mediach społecznościowych. Naukowcy masowo ustawiają go jako zdjęcie profilowe, bo tak się czują na początku nowego roku akademickiego: bez pieniędzy, z coraz większą frustracją i coraz mniejszą wiarą w obietnice polityków.
Nauka: koszt czy inwestycja
Nauka w Polsce od lat nie jest traktowana jak inwestycja, lecz jak koszt. I choć co kilka lat politycy składają deklaracje mające podnieść innowacyjność nauki i przekonują, że wierzą w geniusz polskich badaczy, na końcu i tak wszystko rozbija się o pieniądze. Które zamiast rosnąć, stale maleją – w 2005 r. Polska wydawała na naukę 1,27 proc. PKB, dziś to zaledwie 1,02 proc.
Rok temu premier Donald Tusk ogłaszał „rok przełomu”, a minister finansów Andrzej Domański zapewniał, że „złotówka zainwestowana w badania generuje od 4 do 7 zł zwrotu w gospodarce”. W praktyce NCN dostało pół miliarda złotych w obligacjach i 100 mln zł podwyżki, ale w budżecie na 2025 r. zapisano tylko symboliczny wzrost o 1,4 proc. – do 1,7 mld zł.
Tegoroczny budżet nie przynosi żadnej rewolucji – ani w finansowaniu uczelni, ani Narodowego Centrum Nauki, o którego środki badacze walczyli jeszcze jesienią. Nie zmienią się też stypendia doktorantów, które wciąż są niższe niż płaca minimalna. Poza pieniędzmi na 3-proc. podwyżki budżet na naukę i szkolnictwo wyższe nie spina się na jakieś pół miliarda złotych. To wystarcza na podtrzymanie bieżących konkursów, ale nie na rozwój. Nic dziwnego, że w lutym badacze mieli nadzieję, a dzisiaj słychać tylko zawód i poczucie, że nikomu w rządzie naprawdę nie zależy.