Mózg nie spadł z nieba
Mózg nie spadł z nieba. Paul Ham o tym, jak i kiedy człowiek wymyślił duszę i co mu z niej zostało
KASPER KALINOWSKI: – Czy w ogóle możliwe jest opisanie historii duszy od zarania cywilizacji w różnych kulturach?
PAUL HAM: – Myślę, że to wykonalne. Ale możliwe, że mówię tak, ponieważ właśnie to zrobiłem. Historia duszy rozpoczęła się wśród rdzennych mieszkańców Australii, w najstarszym nieprzerwanie istniejącym społeczeństwie na Ziemi. Jak zauważył wielki socjolog Émile Durkheim, który prowadził tam badania terenowe: „Każde ludzkie ciało skrywa wewnętrzną istotę, zasadę życia, która je ożywia: jest to dusza”. Zakładał on, że rdzenna australijska koncepcja duszy powstała w izolacji. Aborygeni nie czerpali ze starszych, obcych tradycji, bo takie nie istniały. Ich ideę duszy Durkheim podsumował następująco: „Bardziej rozwinięte religie i filozofie dokonały już tylko jej udoskonalenia, nie dodając nic naprawdę istotnego”.
Wszystkie starożytne społeczeństwa podzielały w jakiś sposób tę prehistoryczną koncepcję. W umyśle neolitycznym dusza osobista była animą, oddechem, cieniem czy esencją jakiejś osoby, która ożywiała ciało. A życie ludzkie stanowiło indywidualny wyraz zbiorowej świadomości plemienia. Ta wspólna świadomość łączyła zjawiska zewnętrzne, takie jak zdrowie i choroba oraz pożywienie i głód, z dobrem i złem oraz ze szczęściem i smutkiem. Stąd modlitwa i składanie ofiar.
Każde społeczeństwo w historii wyobrażało sobie życie pozagrobowe; miejsce, do którego po śmierci udaje się dusza i gdzie przebywają bogowie. Oczywiście koncepcje życia pozagrobowego w kulturach starożytnego Egiptu, Grecji czy Rzymu różniły się od koncepcji chrześcijańskich i islamskich (tym dwóm ostatnim zawdzięczamy wizje piekła i raju). Jeśli chodzi o bóstwa, dla których tak wielu z nas żyje i umiera, to zostały one oczywiście stworzone przez człowieka, zrodzone z przerażenia naszej powstającej świadomości, poczucia izolacji na tej dziwnej planecie i tęsknoty za odpowiedziami związanymi z tajemnicą śmierci.