To, że koncerny farmaceutyczne pracują nad szczepionką mającą uodpornić nas przed nowym wirusem grypy A/H1N1 (na wzór tradycyjnych szczepionek wykorzystywanych w sezonie grypowym) wiadomo od maja. Czyli od momentu, gdy nieznany wcześniej bakcyl opuścił swój matecznik w Północnej Ameryce i rozniósł się po świecie. Pierwsza firma, MedImmune (od lat dostarczająca szczepionki grypowe w USA) zakończyła już swoje badania i wyprodukowała gotowy specyfik, który będzie dostępny wyłącznie na rynku amerykańskim. W Europie trwa wyścig, w którym uczestniczy kilka firm i jak właśnie uspokoiła przedstawicielka WHO (to jej konferencja prasowa zmobilizowała dziennikarzy do przekazania pseudosensacyjnego newsa) wyniki badań klinicznych poznamy we wrześniu. Wtedy rozpocznie się procedura rejestracyjna, tym razem szybsza niż zazwyczaj, ponieważ wszystkim zależy na tym, by szczepionka jak najprędzej pojawiła się na rynku. To może stać się jeszcze we wrześniu, ale może też trochę później.
O jednym warto pamiętać: nikt na razie nie zamierza wprowadzać szczepień przeciwko A/H1N1 pod przymusem, więc będzie to zapewne szczepionka komercyjna, dostępna w aptekach i przychodniach. Pojawi się na tej samej półce co szczepionka przeciwko grypie sezonowej (trzeba liczyć się z tym, że będzie od niej droższa) i każdy sam podejmie decyzję, czy z niej skorzystać. Więcej ekspertów zachęca do szczepień przeciwko świńskiej grypie niż przed nimi straszy (choć są i tacy!). Główny argument zwolenników polega na tym, że tylko nieliczni zetknęli się do tej pory z wirusem A/H1N1, więc nasz układ odporności nie potrafi sobie poradzić z zarazkiem bez przechorowania. Na szczęście świńska grypa jest po prostu grypą (przynajmniej w Europie), którą trzeba przeleżeć w łóżku walcząc z bólem mięśni, katarem i gorączką.