Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Złe wieści dla podatników

Minister finansów Jacek Rostowski i premier Donald Tusk Minister finansów Jacek Rostowski i premier Donald Tusk Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta
Rząd ma coraz więcej pomysłów na łatanie budżetu, ale niektóre z nich powinny nas naprawdę niepokoić.

Przy okazji debaty nad budżetem trwa nerwowe obliczanie, czy w przyszłym roku poziom długu publicznego przekroczy barierę 55 proc. PKB. Wszystko zdaje się sprzysięgło przeciw ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu, który dotąd pewną ręką prowadził finanse państwa przez kryzysową zawieruchę. Jednak z całą globalną ekonomią trudno jest mu wygrać – polska gospodarka zwalnia, a w efekcie spadają dochody z podatków i rośnie bezrobocie (znów powyżej 10 proc.). To zwiększa obciążenia budżetu państwa, a jedyn na dziś realny na dziś sposób załatania dziury to wypływy z prywatyzacji. Jeszcze we wrześniu minister Aleksander Grad obiecywał prywatyzacyjną ofensywę: prawie 800 przedsiębiorstw do sprzedaży. Dziś wiadomo, że tego planu nie uda się zrealizować. W czasach globalnego kryzysu na polskie firmy aż tak wielu chętnych nie ma. A jak się już jakiś znajdzie – jak w przypadku Enei czy Giełdy Papierów Wartościowych – to skutecznie wystraszyły go awantury wokół prywatyzacji, wywoływane w ostatnich tygodniach przez CBA.

W najbardziej optymistycznym scenariuszu rząd wyjdzie „na styk”. W pesymistycznych – dług publiczny nawet o kilka proc. przekroczy 55 proc. PKB. Dlaczego to takie istotne? Bo w konstytucji jest zapis o progach ostrożnościowych budżetu (50, 55, 60 proc. PKB). Jeżeli w 2010 r. zostaną one przekroczone, rząd będzie zmuszony do dramatycznego ścięcia wydatków w 2011 r. A to z kolei będzie mu bardzo nie na rękę w roku wyborów parlamentarnych, gdy pieniądze się raczej rozdaje, niż zaciska pasa. Kłopot jest więc spory. Podobno w Ministerstwie Finansów rozważany już jest projekt zmian w prawie, które w związku z gospodarczym stanem wyjątkowym (globalny kryzys) na dwa lata zawiesi obowiązywanie progów zapisanych w Konstytucji.

Ten trick nie tylko jest ewidentnym psuciem prawa, ale też nie rozwiąże problemu.

Reklama