Czeka nas rewolucja – czy nam się to podoba czy nie. Internet to nowa wielka dziedzina gospodarki, która w przyszłości dawać będzie miliony miejsc pracy. Niektóre jej gałęzie, np. e-handel, już dziś rosną nadspodziewanie dobrze. W przypadku produkcji i sprzedaży treści kulturalnych – a już w szczególności kultury wysokiej – jest gorzej. Wydawcy wciąż pakują w sieć złotówki, a wyciągają grosiki. Bo choć globalna sieć to wspaniałe medium, w której błyskawicznie przekazywane są informacje, to niestety nie ma na razie dobrych metod, które pozwalają ich wytwórcom zarabiać pieniądze.
Do tego dochodzi problem piractwa. Pod adresem internautów padają coraz ostrzejsze oskarżenia o kradzież i rujnowanie artystów oraz twórców. Jest w tym sporo racji - każde dobro kultury jest w Internecie na wyciągnięcie ręki. Internauci słuchają najnowszej światowej muzyki, oglądają filmy i seriale na kilka godzin po ich premierze w USA. Zapełniają swe strony internetowe wklejając (kradnąc?) informacje z innych. Nic za to nie płacą. Dla wielu artystów i twórców ta sytuacja to dramat. Kilka tygodni temu do sieci wyciekła nowa płyta zespołu Kult. Wokalista Kazik Staszewski publicznie nie przebierał w słowach. Złodzieje – to jeden z łagodniejszych epitetów, które padły pod adresem internautów. W debacie, zorganizowanej przez dziennik „Metro”, awantura na linii artyści-ściągacze rozgorzała na nowo, a obie strony zajęły z góry upatrzone pozycje po przeciwnych stronach barykady.
Ale w tym samym czasie po drugiej stronie Atlantyku wiele mówi się o najnowszej książce Chrisa Andersona „Free”. Anderson – redaktor naczelny „Wired”, wizjonerskiego miesięcznika o technologii – przewiduje w niej nadejście nowej ery cyfrowej kultury.