Dowody na istnienie wielkiego gazu są na razie pośrednie: złóż szukają wielkie amerykańskie koncerny naftowe ExxonMobil, ConocoPhillips, Chevron i Marathon. Jeśli chcą u nas wiercić, to wcześniej czy później gaz znajdą, inaczej by się nie fatygowali – głosi najpopularniejsza teoria entuzjastów gazu łupkowego. Same naftowe giganty także nie kryją nadziei na sukces. W komunikatach giełdowych poinformowały już akcjonariuszy o polskich dobrze rokujących koncesjach. Polska zyskuje w świecie sławę potencjalnego gazowego eldorado. Potwierdzają to opinie międzynarodowych firm doradczych. Według ekspertów firmy Wood Mackenzie, wydobywalne zasoby polskiego gazu łupkowego mogą sięgać 1,4 bln m sześc., a według Advanced Resources International nawet 3 bln m sześc. Przy naszym dzisiejszym zużyciu gazu (ok. 14 mld m sześc.) oznaczałoby to, że mamy gazu na 100, a może 200 lat. Jak mogliśmy do tej pory przegapić taki skarb?
Tajemnica kryje się w określeniach gaz niekonwencjonalny albo gaz łupkowy. Jest to gaz ziemny ukryty głęboko, w trudno dostępnych warstwach geologicznych. O tym, że tam jest, wiedziano już ponad sto lat temu, jednak do końca XX w. nikomu nie udało się znaleźć wydajnego i ekonomicznie opłacalnego sposobu wydobycia.
Na czym polega problem? Otóż konwencjonalne złoże to porowata skała nasycona gazem, otoczona grubą, nieprzepuszczalną warstwą. Wystarczy ją przewiercić i gaz pod ciśnieniem będzie wydobywał się na powierzchnię. Są jednak warstwy geologiczne, gdzie gaz jest ukryty w masie niewielkich szczelin wśród nieprzepuszczalnych skał, a trudno do każdego zakamarka zapuszczać rurę. Zwie się go gazem zaciśniętym. Podobny kłopot jest z łupkami, warstwą geologiczną zawierającą dużo materii organicznej sprzed milionów lat.