Minister finansów Jacek Rostowski, który wywołał burzę wokół otwartych funduszy emerytalnych (OFE), chciałby zmniejszenia składki z obecnych 7,3 proc. do 3 proc. zarobków. Minister pracy Jolanta Fedak zamierza złożyć w rządzie projekt ustawy przewidującej, że członkostwo w OFE byłoby dobrowolne. Minister Michał Boni jest takim zmianom przeciwny. Może więc do prac nad tym projektem nie dopuścić. Najbardziej radykalny okazał się jednak wicepremier Waldemar Pawlak, proponując obniżenie składek do ZUS do około 120 zł, za co w przyszłości otrzymywalibyśmy emeryturę minimalną. Pawlaka w tej dyskusji, niestety, nie należy traktować poważnie – za taką składkę nawet minimalnego świadczenia nie da się uzbierać (co łatwo policzyć). Była to raczej polityczna zagrywka szefa PSL, który upiera się, że system emerytalny ogółu pracujących należy upodobnić do KRUS. Przemilcza jednak fakt, że aż 95 proc. wartości emerytur rolników pochodzi z dotacji podatników. Jeśli wszyscy przejdziemy na system KRUS, to kto dopłaci do naszych świadczeń?
Nie zanosi się na to, żeby rząd się ze sobą dogadał. Związek Zawodowy Solidarność, który rozpinał parasol ochronny nad twórcami reformy, ma z kolei inne zdanie niż OPZZ. Temu ostatniemu w ogóle marzy się niemożliwe, czyli powrót do starego systemu emerytalnego. Ale po dziesięciu latach funkcjonowania otwartych funduszy emerytalnych widać, że wady tego tzw. drugiego filara są poważne. Wymaga on dziś radykalnego remontu, bo będzie źle.
Dołujące emerytury
Istotą systemu kapitałowego (drugi filar) jest to, że ta część naszej składki jest inwestowana na rynku kapitałowym.