Kilka miesięcy temu, kiedy na ekrany kin wchodził „Avatar”, pierwsza hollywoodzka trójwymiarowa superprodukcja, reżyser James Cameron zadeklarował, że jego film rozpoczyna nową epokę. Epokę 3D. Od tej pory nic już nie będzie takie jak kiedyś. Na to hasło czekali szefowie wielkich koncernów elektronicznych. Dla nich zabrzmiało: „Do biegu, gotowi, start!”.
Firmy od lat prowadzą prace nad własnymi technologiami 3D. Chętnie dotychczas chwalono się osiągnięciami na branżowych salonach i targach, pokazywano prototypy rozmaitych urządzeń, ale z dużą ostrożnością podchodzono do decyzji o wprowadzeniu ich do seryjnej produkcji. Podejmowano wprawdzie próby handlowe z telewizorami, laptopami, konsolami, a nawet telefonami komórkowymi, ale na niewielką skalę, bardziej dla zwrócenia uwagi odbiorców niż zrobienia interesu. Powód był prosty: możliwość praktycznego wykorzystania urządzeń była bardzo ograniczona. Brakowało filmów, programów TV i gier w wersji trójwymiarowej. Ich producenci tłumaczyli, że nie ma sensu się tym zajmować, skoro na rynku urządzenia do odbioru są taką rzadkością. Dodatkowym problemem była i jest rozmaitość technologii tworzonych przez różne koncerny. Przypominało to o dawnych bojach o standard kaset wideo czy niedawnym konflikcie między technologiami HD DVD i Blu-ray.
Czarodziejska kula i wielkie plany
Przełomem okazało się tegoroczne uzgodnienie przez producentów standardu 3D dla odtwarzaczy Blu-ray, zaś „Avatar” i jego komercyjny sukces wlał w serca szefów koncernów elektronicznych nadzieję, że niebawem półki sklepów z filmami zapełnią się wersjami 3D i będzie co oglądać. Wiele wskazuje, że przepowiednia Camerona może się spełnić. Szybko przybywa popularnych filmów w wersji 3D – nie tylko nowości, jak „Alicja w krainie czarów”, „Toy Story 3”, „Shrek – ostatni rozdział”, ale także starych przebojów przerabianych na wersje 3D.