Tuż za rogatkami Kairu zaczyna się Pustynia Zachodnia – gigantyczna, ziejąca pustką płaska przestrzeń. Nie ma tu malowniczych wydm, tylko twardy zbity piasek, pokryty warstwą drobnych kamieni. Przecinającą to odludzie szosą jeździ niewiele samochodów. Dominują wielkie cysterny firm naftowych, które co pewien czas skręcają w sobie tylko znane piaszczyste odnogi i nikną za horyzontem.
Po przejechaniu blisko 200 km, przy niewielkim drogowskazie NaftoGaz Ukraine, trzeba skręcić w prawo, po kilku kilometrach wąskiej drogi pojawia się pustynny obóz. Kilka kontenerowych baraków i namiotów to baza koncesji Bahariya. Tu Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) rozpoczęło poszukiwanie ropy. A gdzie są Ukraińcy? – 30 km dalej – wyjaśnia, pokazując na horyzont, geofizyk Sławomir Jaros. Choć pustynia robi wrażenie wymarłej, sporo się na niej dzieje. Wszyscy szukają ropy i gazu. – To bardzo perspektywiczny rejon. Na sąsiednich obszarach koncesyjnych działają wielkie koncerny naftowe, wiele z nich eksploatuje już odkryte złoża. Te cysterny krążące po pustyni wywożą wydobywaną tutaj ropę – mówi Andrzej Maksym, dyrektor biura poszukiwań PGNiG.
Opłacalny interes
Wygrany w Egipcie przetarg na poszukiwanie ropy dał PGNiG prawo wyłączności do 4414 km kw. Pustyni Zachodniej. W ciągu 8 lat spółka musi przeprowadzić tu prace poszukiwawcze, a jeśli uda się znaleźć ropę, będzie mogła ją wydobywać. Sęk w tym, że na bardzo szczególnych zasadach. Najpierw samodzielnie, aż do chwili, gdy zyski z wydobycia przyniosą zwrot kosztów poszukiwań i uruchomienia wydobycia. Potem będzie musiała się dzielić ropą z obowiązkowym wspólnikiem, egipskim koncernem naftowym EGPC: 82 proc. dla Egipcjan, 18 proc. dla PGNiG.