Ekonomiści i dziennikarze straszą, że rząd nie radzi sobie z rosnącym długiem publicznym i dlatego chce zrobić zamach na nasze oszczędności, gromadzone w drugim filarze. Może zawiesi przekazywanie składek do OFE na kilka lat (wszystkie pieniądze zatrzyma wtedy ZUS). A może zadekretuje, że OFE są dobrowolne, co będzie końcem reformy. Tę pierwszą możliwość Donald Tusk właśnie dziś - w czasie konferencji prasowej - stanowczo odrzucił, ale nie odrzucił planów zmian w ogóle.
Cokolwiek rząd zrobi – twierdzą krytycy – emerytury w przyszłości będą niższe. Pomysły się mnożą w zależności od tego, z którego resortu pochodzi przeciek. Jeśli ministrowie nie zaczną w końcu mówić jednym głosem albo milczeć, złość przyszłych emerytów na Platformę będzie narastać.
To prawda, że rząd ma kłopot z długiem, ale prawdą jest też, że konstrukcja drugiego filara ma wady zasadnicze i to one będą powodem niskich emerytur. Zmuszenie OFE do większej konkurencji, nad czym pracuje zespół Michała Boniego, wady konstrukcyjnej systemu nie usunie. Polega ona na tym, że OFE tak samo topią nasze pieniądze w czarnej dziurze, jak robi to ZUS.
Jeśli wady konstrukcyjne drugiego filara nie zostaną usunięte, to wysokość tej części naszej przyszłej emerytury, która pochodzi z OFE, zależeć będzie od dwóch czynników. Po pierwsze, od cen akcji, w które zainwestowano około 30–40 proc. naszej składki. Zakłada się, że gospodarka będzie rosnąć, a ceny akcji wraz z nią. Drugim, poważniejszym źródłem zarobku OFE ma być zysk z zakupu obligacji Skarbu Państwa, w które fundusze inwestują aż 60 proc.