O młodych Europejczykach mówi się, że są maminsynkami, niechętnie opuszczającymi rodzinny dom i coraz później zawierającymi związki małżeńskie. Według Eurostatu, w UE średnio 20 proc. kobiet i 32 proc. mężczyzn w wieku 25–34 lata nadal mieszka z rodzicami. W Polsce udziały te wynoszą odpowiednio aż 30 i 44 proc. Z tym że młodzi Polacy trzymają się matczynej spódnicy głównie z konieczności. Najpierw mają problem ze znalezieniem pracy (w grupie wiekowej do 25 lat bezrobocie jest dwa razy większe od średniej krajowej), a później mało zarabiają.
Z wyliczeń rządu wynika, że połowa absolwentów wyższych uczelni miała w pierwszej pracy pensje poniżej 1486 zł, a tylko 10 proc. powyżej 2760 zł. Na rynku kredytów mieszkaniowych tak zarabiający klienci nie mogą liczyć na wiele. Aleksandra Łukasiewicz z firmy Home Broker twierdzi, że singiel z dochodem 2 tys. zł netto może dostać w banku od 92,5 tys. zł kredytu hipotecznego (w Millennium) do 188,5 tys. zł (w PKO BP). Tylko ten maksymalny kredyt wystarczy w Warszawie na małą kawalerkę, w dodatku na peryferiach. Zaledwie pokój z kuchnią kupi się za takie pieniądze w Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu.
A jednak większość mieszkań kupują ludzie młodzi. Z badań firmy redNet Consulting, przeprowadzonych w ubiegłym roku na targach mieszkaniowych w największych miastach, wynika, że 57,3 proc. potencjalnych klientów deweloperów miało od 21 do 30 lat. Najlepiej sprzedają się lokale niewielkie, ale dwupokojowe.
Skąd mają pieniądze? Część zarobiła za granicą. Polacy, nie tylko młodzi, emigrują głównie za pracą i mieszkaniem.