Najbardziej radykalna w żądaniach jest Solidarność. Po licznej manifestacji w Katowicach nowy lider Piotr Duda zapowiedział jeszcze liczniejszą w Warszawie. Teraz mówi się nawet o strajku generalnym. Z tym generalnym to mocna przesada, o swoje interesy walczą bowiem głównie górnicy i energetycy. Bezpośrednim impulsem stała się zapowiedź rządu, że spółki węglowe nareszcie będą prywatyzowane.
Na początku lata na giełdzie ma zadebiutować Jastrzębska Spółka Węglowa. Nie można powiedzieć, że górnicze związki są prywatyzacji przeciwne – to przecież okazja, by w ręce pracowników za darmo trafiło 15 proc. akcji przedsiębiorstwa. Jak się je natychmiast sprzeda, ludzie wzbogacą się co najmniej o setki milionów złotych. A więc prywatyzacja jak najbardziej, ale taka, żeby broń Boże nie pojawił się w firmie prywatny właściciel. Górnicy żądają – i już to zresztą uzyskali – żeby minister skarbu sprzedał tylko taki pakiet, który nie spowoduje utraty kontroli państwa nad kopalnią. Czyli prywatyzacja na ćwierć gwizdka, po której nic się w spółce nie zmieni. Tak, by kolejny protest znów można było kierować do rządu.
Nie zmarnują jednak sposobności, by przy okazji prywatyzacji pozornej wywalczyć pakiety socjalne, gwarantujące im zachowanie licznych, posiadanych obecnie, przywilejów. Nie tylko pensji trzynastej i czternastej, a także specjalnej premii, tak zwanego piórnikowego, ale także dziesięcioletnich gwarancji zatrudnienia. Takich, jakie załatwili sobie koledzy związkowcy z energetyki.
Na tym tle żądanie 10-proc. podwyżki płac (średnia płaca w JSW wynosi ponad 6 tys.