Cena ryzyka
Japonia po trzęsieniu ziemi. Czyli jak katastrofy ożywiają gospodarkę
Odbudowa kraju i zrujnowanej gospodarki nastąpi najprawdopodobniej szybciej, niż dziś można sobie wyobrazić, przyglądając się medialnym obrazom zniszczeń. Pouczających wniosków dostarcza poprzedni japoński kataklizm, trzęsienie ziemi w Kobe z 1995 r. Nie było tak silne jak tegoroczne, kosztowało jednak 6434 zabitych i 100 mld dol. strat materialnych. Wystarczył rok, by wyspiarski przemysł pracował już niemal pełną parą: import wrócił do pułapu sprzed katastrofy, eksport osiągnął 85 proc. swej wcześniejszej wartości. Jeśli historia powtórzy się, to i tym razem zdolności produkcyjne japońskich fabryk szybko wrócą do normy. Świat czeka na to niecierpliwie.
Wyrafinowane japońskie fabryki są często jedynymi dostawcami podzespołów, od których zależy funkcjonowanie łańcuchów produkcyjnych na całym świecie. Oto jeden z tysięcy przykladów: akumulatory stosowane w iPadach, które amerykański koncern Apple produkuje w Chinach, wymagają specjalnego polimeru – jego najważniejszym światowym dostawcą jest japońska firma Kureha, kontrolująca 70 proc. światowej produkcji. Pechowo się składa, że została ona poważnie uszkodzona w trakcie ostatniego trzęsienia ziemi.
Prasa co chwila donosi o skutkach uzależnienia innych gospodarek od japońskich dostaw – fabryki samochodów w Europie i USA wstrzymują produkcję, bo gwałtownie zmniejszył się strumień trudnych do zastąpienia części. Podobny dyskomfort odczuwają koreańscy producenci elektroniki użytkowej, uzależnieni od japońskich mikroprocesorów i układów pamięci.
Instynkt samoorganizacji
Współczesna globalna gospodarka to niezwykle złożony system społeczno-ekonomiczny. Skutkiem złożoności jest podatność na ciągi awarii w różnych miejscach systemu, gdy coś popsuje się w jednym miejscu. Jednocześnie jednak złożoność jest warunkiem odporności na katastrofy.