Kto zapraszał Chińczyków do Polski? Ma to ustalić prokuratura, do której doniesienie złożyło PiS. Powodem jest wstrzymanie prac na budowanych przez chińskie konsorcjum Covec odcinkach autostrady A2 i zamiar rezygnacji z dalszej realizacji kontraktu. W efekcie doprowadziło to do rozwiązania z nimi umowy przez stronę polską. Chińczycy mają dwa tygodnie na odwołanie, ale pewnie już tego nie zrobią, bo musieliby dać gwarancję ukończenia budowy zgodnie z pierwotną umową. Ten kryzys może ostatecznie przekreślić szanse powstania przed Euro 2012 tego kluczowego fragmentu sieci komunikacyjnej. Premier Donald Tusk odpowiada, że od „donosu, histerii i załamywania rąk nie powstał jeszcze kilometr autostrady”, ale ma świadomość, że ta wpadka źle wpłynie na wizerunek jego rządów. Zwłaszcza że jest to kolejny kryzys w resorcie ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, w którego obronę nieraz angażował cały swój autorytet.
Prokuratorzy śledztwo będą musieli jednak zacząć nie od Tuska i Grabarczyka, ale od Jarosława Kaczyńskiego, bo to za czasów jego rządu narodziła się koncepcja, że Chińczycy mogą być sposobem na rozbicie „układu drogowego”. Podejrzewano, że istnieje przestępczy kartel, jaki zawarły działające na naszym rynku firmy budownictwa drogowego. Miały się zmawiać i windować ceny. Choć dowodów nie znaleziono, był o tym przekonany nie tylko Kaczyński, ale i Tusk. Obaj wierzyli, że Chińczycy ten kartel rozbiją.
W 2007 r. minister transportu w rządzie PiS Jerzy Polaczek wraz z ówczesnym dyrektorem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) oraz prezesem PKP Polskie Linie Kolejowe podpisali w Chinach listy intencyjne w sprawie budowy przez tamtejsze firmy polskiej infrastruktury.