Hossa, bessa, czerwone szelki maklerów, byk walczący z niedźwiedziem na parkiecie – giełda wielu urzeka językiem, symbolami i dynamiką. Ale najbardziej pieniędzmi, jakie przez nią przepływają. Każdego dnia setki milionów złotych. Głównym źródłem tych obrotów są akcje spółek, przez jednych inwestorów sprzedawane, przez innych kupowane. Każda akcja jest bowiem tytułem własności ułamkowej części jakiejś konkretnej spółki. Kupując akcję, nie kupujemy losu na loterii, ale stajemy się współwłaścicielami firmy, która coś produkuje, coś sprzedaje lub świadczy usługi. Ma mniejszy lub większy potencjał wzrostu, osiąga zyski albo może je osiągnąć w przyszłości. Daje szanse, że i nasz ułamkowy udział zyska na wartości, a dodatkowo możemy liczyć na partycypowanie w corocznych zyskach wypłacanych akcjonariuszom w postaci dywidendy.
Giełda kusi jako miejsce inwestowania pieniędzy, zwłaszcza kiedy słucha się informacji o rekordowych wzrostach wartości akcji niektórych spółek. Tak się z reguły dzieje, gdy Skarb Państwa wprowadza na warszawską Giełdę Papierów Wartościowych (GPW) prywatyzowane spółki. Akcje kupione od państwa w dniu debiutu na parkiecie zwykle zyskują sporo na wartości. Polityka Skarbu Państwa preferuje indywidualnych inwestorów, dzięki czemu mogą oni kupować akcje z dyskontem, czyli po atrakcyjnej cenie. To skuteczna zachęta do rozpoczęcia giełdowej aktywności. Takie momenty dla wielu osób są bodźcem do podjęcia decyzji o założeniu rachunku maklerskiego i zainwestowaniu na rynku akcji. Często jednak okazuje się to krótkotrwałą przygodą.
– Polacy mają 1,5 mln rachunków maklerskich, jednak aktywnie inwestuje ok. 400 tys. – wyjaśnia Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych. Świadectwem aktywnego inwestowania jest podatek od zysków kapitałowych, płacony w ramach podatku PIT.