Sejmowy klub Polska Jest Najważniejsza chce poprosić Trybunał Konstytucyjny o sprawdzenie, czy niedawna ustawa zmniejszająca składkę odprowadzaną do Otwartych Funduszy Emerytalnych jest zgodna z konstytucją. Polityka.pl postanowiła zapytać amerykańskiego eksperta od emerytur, prof. Mitchella Orensteina, czy w ogóle warto było ruszać dotychczasowy system, który działa ledwie od 12 lat. Naukowiec uważa, że do reformy musiało dojść, bo w obecnej sytuacji utrzymywanie filara kapitałowego w dotychczasowym kształcie jest za drogie. Aby zrozumieć konieczność zmiany Orenstein przypomina w jakich okolicznościach przeprowadzono w Polsce reformę w 1999 r., kiedy Warszawie zależało na przyciągnięciu inwestorów zagranicznych.
Według Amerykanina minister Jacek Rostowski z jednej strony wziął na siebie odpowiedzialność za skorygowanie starego systemu, bo zmieniła się sytuacja Polski w społeczności międzynarodowej. Z drugiej – poszedł za głosem innych, bo skore do prywatyzacji emerytur w latach 90. Bank Światowy i MFW w ostatnich latach zasadniczo zmieniły swoje stanowisko.
Radosław Korzycki: Po jednej z najbardziej burzliwych debat politycznych ostatnich lat kilka miesięcy temu parlament uchwalił ustawę o reformie systemu emerytalnego, a prezydent ją podpisał. Dzisiaj garstka posłów opozycji zbiera podpisy pod wnioskiem zaskarżenia zmian w OFE przed Trybunałem Konstytucyjnym. Pan jako naukowiec przez ostatnich 20 lat dokładnie śledził to, co kolejne rządy w Polsce robiły z emeryturami. Jak pan ocenia reformę sygnowaną przez ekipę Donalda Tuska? To postęp czy regres?
Mitchell A. Orenstein*: Jestem trochę skrępowany wyrażaniem opinii, bo w końcu jako ousiderowi nie wypada mi się mieszać w wewnętrzne sprawy Polski.