700 tys. osób zaciągnęło w ostatnich latach pożyczki hipoteczne w szwajcarskiej walucie. To ludzie najczęściej młodzi, dobrze wykształceni, których zdolność kredytową banki wyceniły wysoko. Wybrali franki, a nie złotówki, bo przez lata było to bardziej opłacalne. Raty kredytów były dzięki temu niższe, niżby wynosiły przy kredycie w rodzimej walucie. Przez kilka ostatnich lat dzięki temu sporo zyskali. Pożyczki w PLN są bowiem o wiele wyżej oprocentowane. Ale tendencje na rynku finansowym bywają zmienne.
Kredyt jak w kasynie
Podczas, gdy w ich ślady tak ochoczo szli inni, był to jednak swego rodzaju hazard. Zarówno Komisja Nadzoru Finansowego - jak i prezesi banków, które zdecydowały się nie udzielać kredytów hipotecznych w walutach obcych – ostrzegali, że to ryzykowne. Zachęcano osoby, zarabiające w złotówkach, by zadłużały się raczej w rodzimej walucie. Łatwiej wtedy sporządzić rodzinny biznesplan, nie grozi też wpadnięcie w pułapkę zadłużenia, gdyby waluta kredytu zaczęła się gwałtownie umacniać.
Tak właśnie dzieje się dziś z frankiem, którego cena sięga nawet 3,5 zł (trzy lata temu było to 2-2,5 zł), a jego dalszy kurs stał się kompletnie nieprzewidywalny. Raty kredytu rosną w oczach, a wartość kredytu niejednokrotnie przewyższa już wartość nieruchomości, na którą został udzielony. Wiele rodzin wpadło w ten sposób w poważne finansowe tarapaty. Czy to znaczy, że inne rodziny powinny się składać na pomoc dla nich?
Za pomoc zapłacą podatnicy
Niekoniecznie. Ci, którzy zadłużyli się w złotówkach, też płacą dziś więcej – Rada Polityki Pieniężnej już cztery razy w tym roku podniosła stopy procentowe. Inni stracili pracę, wszystkim zarobki zjada inflacja. Kryzys światowy się nie skończył, są poważne obawy, że nastąpić może „powtórka z rozrywki”.