Niedawno światem wstrząsnęła wiadomość, że agencja Moody’s obniżyła ratingi Portugalii i Irlandii, pogrążając oba kraje w kryzysie. Z kolei jedno warknięcie agencji Standard&Poor’s spowodowało, że rządy strefy euro musiały wycofać się z planów obciążenia banków częścią kosztów ratowania Grecji. Dziś agencje grożą obniżeniem ratingu USA.
Agencje ratingowe powstały w odpowiedzi na oczywisty problem, z którym inwestorzy stykali się od zawsze. Wyobraźmy sobie, że na rynku pojawia się nowa firma, której zarząd deklaruje: „mamy świetny pomysł na biznes, ale potrzebujemy kapitału do jego realizacji. Kupcie nasze obligacje, a oferujemy wam za kilka lat zwrot całej sumy z odsetkami znacznie wyższymi, niż dałyby wam banki”. Co jednak, jeśli mamy do czynienia z oszustami albo z fantastami, którzy przeszacowują przyszłe zyski? W tym właśnie miejscu pojawia się zapotrzebowanie na fachowca, który zbierze wszelkie informacje o firmie, oceni jej plany rozwojowe oraz szanse rzeczywistego zarobku. Co więcej, poinformuje inwestorów, na ile ryzykowne jest kupno oferowanych obligacji. Taka ocena ryzyka to właśnie rating kredytowy, a wyspecjalizowanym w tym fachowcem są agencje ratingowe.
Przedstawiony mechanizm działania nie jest żadnym infantylnym uproszczeniem. Dwie największe agencje ratingowe świata, Moody’s oraz Standard&Poor’s (S&P), powstały ponad wiek temu w związku z masowymi emisjami obligacji oferowanych inwestorom przez rozwijające się w USA spółki kolejowe. Z czasem ich zakres działalności zaczął się rozszerzać, stopniowo obejmując różne kategorie potencjalnych pożyczkobiorców, od firm i banków poczynając, na rządach państw kończąc. Podsycane dziś przez media zamieszanie wokół ratingów przyznawanych państwom powoduje, że zapominamy o tym, iż większość ocen dokonywanych przez agencje dotyczy innych podmiotów niż rządy.