W Porcie Lotniczym Radom pierwsze cywilne samoloty pasażerskie wylądują już w 2013 r. Dziś Radom Sadków jest czynnym lotniskiem wojskowym. Armia zgodziła się jednak podzielić obiektem z cywilami. Zajmuje się tym miejska spółka Port Lotniczy Radom SA, wyposażona w 22,5 mln zł kapitału. Choć Radom nie jest wielką i bogatą aglomeracją, ma spore problemy (stopa bezrobocia 20,6 proc.), radni są zgodni, że miasto stać na własny port. Docelowo gotowi są przeznaczyć na ten cel 100 mln zł. Cała inwestycja – budowa terminalu, wieży kontroli lotów, płyty postojowej, drogi kołowania, by mogły tu lądować maszyny klasy Boeing 737–800, kosztować będzie 178 mln zł. Ale wszyscy są spokojni, bo samorząd dysponuje analizami, z których wynika, że już w 2018 r. Radom odprawi milion pasażerów i będzie przynosić zyski. Większość ekspertów słysząc to puka się w czoło.
– Mamy wiele atutów. Radom jest dużym miastem, a w naszym regionie nie ma jeszcze portu lotniczego. Mamy znakomite połączenia drogowe i kolejowe, zwłaszcza z Warszawą – przekonuje Kajetan Orzeł ze spółki Port Lotniczy Radom. Pytany, czy oddalone niewiele ponad godzinę drogi warszawskie Okęcie nie będzie zbyt silną konkurencją, wyjaśnia: – Mamy nadzieję, że to Radom będzie skutecznie przyciągał pasażerów z Okęcia, a nie odwrotnie.
Byłby to pierwszy przypadek odwrócenia praw ekonomicznej grawitacji, która mówi, że większy przyciąga małego. Nawet optymistycznie nastawieni eksperci, którzy widzą w Polsce miejsce dla nowych lotnisk regionalnych, przyznają, że w promieniu 100–150 km od działającego portu lotniczego nie ma miejsca dla nowego. Nie wiadomo, czy któraś linia lotnicza będzie zainteresowana obsługiwaniem takiego portu, a pasażerowie mający niedaleko Okęcie z gęstą siatką połączeń będą zainteresowani radomską ofertą.