Białowieski Park Narodowy mógł być większy, nie udało się. Połączone siły Greenpeace, Adama Wajraka i ministra środowiska profesora Andrzeja Kraszewskiego nie zdały się na nic wobec oporu okołobiałowieskich gmin. Ich mieszkańcy obawiają się powiększenia obszarów chronionych z dzisiejszych 10 tys. do 30 tys. ha. Samorządy gmin skorzystały z przysługującego im prawa weta, głuche na argumenty, że nie stracą na operacji, bo zwiększone walory turystyczne Puszczy z nawiązką pokryją ubytki dochodów z wycinki drzew.
Jakie to mogą być straty? Jeśli założyć, że eksploatacja lasu będzie miała charakter trwały, czyli drwale nie wytną więcej, niż wynosi zdolność przyrody do odbudowy drzewostanu, wówczas z hektara w polskich warunkach można uzyskać nie więcej niż 4 m sześc. rocznie. Kilkaset złotych, szacuje prof. Tomasz Żylicz, ekonomista kierujący Warszawskim Ośrodkiem Ekonomii Ekologicznej. Odnosząc tę kwotę do wartości drewna zgromadzonego na hektarze lasu można policzyć rentowność tak zakumulowanego kapitału – nie więcej niż 1,5 proc. rocznie. Najgorszy bank oferuje lepsze oprocentowanie rachunków oszczędnościowych.
Co jednak znajduje się po drugiej stronie równania? Jak wyrazić w złotówkach inne walory lasu, zwłaszcza takiego jak Puszcza Białowieska? By w ogóle podjąć się takiego zadania, należy bliżej przyjrzeć się funkcjom lasu – okaże się wówczas, że nie jest on jedynie fabryką grubizny, lecz dostarcza wielu wartościowych usług: reguluje klimat, reguluje obieg wody, chroni przed erozją i sprzyja powstawaniu gleby, wytwarza żywność, jest akumulatorem zasobów genowych. Nie można też zapomnieć o funkcjach rekreacyjnych. Gdy wszystko zsumować, okaże się, że drewno to tylko jakieś 14 proc. wartości wszystkich usług, jakich dostawcą jest las. Tak szacował prof.