Radosław Korzycki: – Był pan ostatnio na Wall Street?
Jeffrey Sachs: – Byłem. Z protestującymi w pełni ideologicznie sympatyzuję.
Wielu ludzi zgadzających się ogólnie z Oburzonymi zarzuca im jednak brak poważniejszego pomysłu. Ich jedynym narzędziem zdaje się być czysty bunt.
Nie, nie zgadzam się z tym, że protestujący nie mają pomysłu na polityczną zmianę. Niech przykładem będzie wydarzenie sprzed kilkunastu dni: Komisja Nadzoru Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) kazała Citigroup zapłacić karę w wysokości 285 mln dol. za oszustwa finansowe. Cała afera jest wręcz symbolicznym przykładem zachowań ludzi z Wall Street, które w 2008 r. doprowadziło do załamania się rynków i wybuchu pierwszej fali kryzysu. Wcześniej Goldman Sachs i JP Morgan musiały zapłacić karę za podobne zachowanie. W protestach Oburzonych jest całkiem konkretny program, jak ukrócić to bezprawie. Zwłaszcza że dotychczasowe rządy chroniły bankierów. I to na różne sposoby, między innymi coraz bardziej deregulując rynki. Ideą protestów jest nie tylko sprzeciw wobec wielkiej kumulacji bogactwa. Protest jest przede wszystkim wymierzony w zależność między polityką a wielkim kapitałem. Oburzeni chcą się jej pozbyć. To bunt przeciwko nadużyciom władzy, których konsekwencją jest niesprawiedliwość społeczna.
A w telewizji widzimy obrazki jak z rewolucji październikowej, że Oburzeni rwą bruk.
To bzdura. Media głównego nurtu albo naprawdę nie rozumieją, albo cynicznie nie chcą zrozumieć, że żyją w środku bańki mydlanej o grubych ścianach, szczelnych wobec rzeczywistości. Z jednej strony, same się chronią, z drugiej – bezmyślnie ulegają wielkiej piarowskiej machinie potężnych korporacji. „Wall Street Journal” i telewizja Fox News, należące do imperium Ruperta Murdocha, zajadle atakują Oburzonych.